#5
Mecz towarzyski:
"Ucieka ładnie tam prawą stroną Boenisch, dostrzegł to Wolski, Boenisch.. Boenisch ładnie to zrobił! Szansa! Słupek! Jeszcze... gol? Tak jest! Jednoznaczna decyzja sędziego! Brawo, no w końcu! Wreszcie przyszedł ten oczekiwany moment, zdobywamy bramkę, ale nadal jest remis. Jeszcze jest trochę czasu, teraz cieszący się Sebastian Boenisch, noo, to jego pierwszy gol w biało-czerwonych barwach! Sporo teraz szczęścia mieli Polacy, ale to też jest ważne."
Polska w debiucie Fornalika wypadła mocno przeciętnie, bo tylko zremisowała z teoretycznie słabszą reprezentacją Estonii. Wszystko zaczęło się już w 10. minucie, kiedy to stojącego dziś między słupkami po polskiej stronie Tytonia pokonał Vaakarue. W tej sytuacji wyraźnie zaspał Łukasz Piszczek, który zostawił Estończyka zupełnie bez opieki. Wydawałoby się, że Polacy w tym momencie śmiało rzucą się do odrabiania strat... jednak nic bardziej mylnego. Gospodarze zepchnęli naszych do defensywy, stwarzając sobie kilka groźnych sytuacji. Najbliżej strzelenia gola był Vaakarue, który dziś już raz zaskoczył Tytonia, jednak tym razem jego uderzenie z rzutu wolnego, wylądowało na poprzeczce. Bezbarwna reprezentacja Polski nie stworzyła sobie żadnej dogodnej sytuacji w pierwszej połowie, zostaliśmy całkiem stłamszeni przez zespół co najwyżej średniej, europejskiej klasy.
Słowa Waldemara Fornalika elektryzująco podziałały na naszych kadrowiczów, bo już chwilę po wznowieniu gry w drugiej połowie groźnym uderzeniem postraszył występujący dziś u boku Roberta Lewandowskiego, napastnik chorzowskiego Ruchu - Arek Piech. Przewaga biało-czerwonych stawała się coraz bardziej widoczna, jednak po głupiej stracie Polańskiego znów zagotowało się pod naszą bramką. Minimalnie pomylił się Reul. Nadszedł czas na pierwsze zmiany - boisko opuścili Kaźmierczak, Rybus i Piech, w ich miejsce desygnowani zostali odpowiednio: Dudka, Wolski i Jankowski. Rezerwowi wprowadzili wiele ożywienia do gry, aż w końcu, w 84. minucie doczekaliśmy się gola. Wolski świetnie podał do podłączającego się z lewej strony Boenischa, ten sprytnie wymanewrował aż trzech obrońców i oddał mocny strzał - piłka odbiła się od słupka, trafiła w bramkarza po czym wpadła do bramki. Rozpaczliwie interweniujący Pluer nie zdołał uchronić zespołu przed trafieniem. Początkowo gola zapisano jako trafienie samobójcze, jednak w pomeczowym protokole w miejscu strzelców goli pojawiło się nazwisko prawego obrońcy biało-czerwonych. Był to pierwszy gol Sebastiana w koszulce z orzełkiem na piersi. Chwilę potem znów groźnie odpowiedzieli Estończycy - Boenisch cały czas mając w głowie premierowe trafienie dla Polski, fatalnie zachował się przed polem karnym, ale na nasze szczęście strzał pomocnika drużyny gospodarzy wylądował na słupku bramki Przemka Tytonia.
Spotkanie ostatecznie skończyło się remisem, który jest zdecydowanie niesatysfakcjonującym wynikiem. Z bólem serca, ale trzeba to przyznać - byliśmy dziś drużyną wyraźnie gorszą od gospodarzy tego meczu. Blado na tle innych kadrowiczów wypadł Piech, jego klubowy kolega, Maciej Jankowski zaprezentował się dużo lepiej. Bezbarwne zawody rozegrał też Maciek Rybus. Zdaje się, że Ci piłkarze nie są jeszcze w dostatecznie wysokiej formie, aby na początku września stanąć naprzeciw groźnym Czarnogórcom w Podgoricy.
Estonia 1-1 Polska 10' Vaakarue
84' Boenisch
Estonia: Pluer - Schloss, Starokav, Pijlaana, Roeega - Reul, Raimo, Srunothek, Terakov - Vaakarue, Oleg
Polska: Tytoń - Piszczek, Wasilewski, Perquis, Boenisch - Kaźmierczak, Polański, Błaszczykowski, Rybus - Piech, Lewandowski
SKRÓT: