#54W trzeciej kolejce Premier League doszło do kolejnego pojedynku pomiędzy kotami, a psowatymi, czyli do meczu Sunderlandu z Wolverhampton. Chociaż to przyjezdni byli na szczycie tabeli, spotkanie nie miało wyraźnego faworyta, na co pracował głównie nieobliczalny zawodnik gospodarzy, Asamoah Gyan. Słynął on z tego, że jednym strzałem potrafił odmienić losy meczu na nawet najbardziej niespodziewane.
AI komputera jest debilna. Cztery bramki (dwie pierwsze dla mnie i dwie ich) padły dzięki bugom. Na początku meczu gra toczyła się w dość niemrawym tempie - obie drużyny chciały poznać przeciwnika, rozgryźć jego taktykę przygotowaną z myślą o tym meczu i dopiero po uzyskaniu konkretnych informacji i wysunięciu odpowiednich wniosków zaatakować. Nie szło to nazbyt żwawo, więc przez pierwsze pół godziny kibice zgromadzeni na Stadionie Światła mieli prawo się nudzić. Dopiero w 31 minucie z rzutu rożnego dośrodkowywał Elokobi, piłka minęła kilku obrońców gospodarzy. Dopadł do niej Carroll, strzałem pomiędzy nogami Hldebranda otwierając wynik spotkania. Dokładnie dziesięć minut później było już 2:0. Kevin Doyle posłał wysoką, prostopadłą piłkę w pole karne. Żaden z defensorów nie kwapił się do zaopiekowania się nią, toteż Candreva uderzeniem szczupakiem podwyższył prowadzenie. Już w doliczonym czasie gry Sunderland przeprowadził skuteczny kontratak. Gyan podał do Pandeva, do którego dopadł Foley, ale... minął się z nim. Macedończyk przyspieszył tempa. Miał dużo miejsca i czasu, więc spokojnie umieścił piłkę w siatce obok bezradnego Ruffiera. Bramka kontaktowa wkurzyła "Wilki", które natychmiast odpowiedziały. Po składnej akcji Carroll popisał się potężnym uderzeniem w długi róg, które znalazło drogę do bramki. Ponownie asystował Doyle.
Dziesięć minut po wznowieniu gry Sunderland rozpoczął kolejną - z pozoru ponownie pozbawioną sensu - akcję. Któryś z pomocników, podał do Gyana. Ghańczyk został wyprzedzony przez Cathcarta i kiedy wydawało się, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane, defensor przyjezdnych sobie... poszedł. Bez piłki. Wykorzystał to Gyan, zrobił kilka kroków i zmniejszył rozmiary porażki. "Czarne Koty" nadal miały nadzieję na choćby punkt, chociaż nie robiły w tym meczu prawie nic. Wynik 3:2 utrzymywał się do 81 minuty. Wtedy to dośrodkowanie Guedioury z rzutu rożnego na bramkę zamienił Elokobi (co w języku niemiecko-ulicznym znaczy mniej więcej "witam księdza"). To był gwóźdź do trumny Sunderlandu, który po tym golu się już nie podniósł. Cóż, nawet nie próbował.
Wygrana umocniła Wolverhampton na fotelu lidera. Szkoda tylko dwóch głupio straconych goli, bo bilans bramkowy mógłby być jeszcze większy - a na początku sezonu, gdy pomiędzy sąsiadującymi ze sobą zespołami nie ma dużych różnic punktowych jest on szczególnie ważny. Na razie Manchester United depcze "Wilkom" po piętach, którzy nie spadli jeszcze z pierwszego miejsca tylko dzięki większej liczbie strzelonych bramek.
Zmiany: Danny Haynes znowu nie wniósł nic wartościowego do gry swojego zespołu, więc w przerwie meczu zastąpił go Stephen Ward. W 68 minucie Sunderland wciąż przegrywał, więc Steve Bruce zwiększył siłę rażenia, wprowadzając Healy’ego za Thiago Mottę. W tym samym czasie Gameiro zmienił Doyle’a. Trzy minuty później na plac gry wszedł kolejny napastnik – tym razem Sergio Garcia, który zastąpił Reida. Ledwo minutę później nastąpiła roszada w obronie gospodarzy: wszedł Paulo da Silva, zszedł Richardson. Na dziesięć minut przed końcem Steve Bull zastąpił zmęczonego Candrevę Milijasem.