Ostatnimi czasy w mojej karierze w FifieM do eliminacji LM zakwalifikował się Górnik Polkowice. Rozgrywki ligowe zakończył dopiero na 12. miejscu, ale jako że swoją Cracovią zdobyłem mistrzostwo i Puchar Polski, a polkowiczanie przegrali ze mną w finale, wywalczyli sobie prawo startu w kwalifikacjach.
Tak, rozkochałem się w barwnych i z pozoru bezsensownych porównaniach.
Co to ma wspólnego z rzeczywistością? W obu przypadkach w kwalifikacjach europejskich pucharów startują zespoły, które znalazły się w nich przypadkiem. Na jesieni powstał mit wielkiej Jagiellonii, bo jej zawodnikom chciało się wtedy, kiedy wszyscy inni sprawę olewali. Od razu z Probierza zrobiono polskiego Guardiolę (porównanie nietrafione, bo Guardiola oprócz tego, że jest wielkim profesjonalistą i odnosi się do każdego z szacunkiem dostał drużynę praktycznie najlepszą na świecie), a samych pasiaków namaszczono na Mistrzów Polski. Wiedziałem jednak, że nimi nie zostaną, a raczej chciałem, by się tak stało, bo obawiałem się ponadprzeciętnej nawet jak na polską drużynę kompromitacji na "przedmieściach" LM.
W rundzie wiosennej Jagiellonia zdjęła kominiarę, poszła na robotę i ukazała swoją prawdziwą twarz. Jakimś cudem utrzymała korzystne miejsce, jednak w spektakularny sposób obróciła w niwecz szanse nawet na wicemistrzostwo. Nie można tego usprawiedliwiać brakiem Grosickiego, bo raz że to nie jest jakiś wybitny piłkarz, tylko wyróżniający się ligowiec i dwa, że zespołem można nazwać ten klub, który zbytnio nie cierpi na nieobecności określonego zawodnika. Miało być pięknie, było c_ujowo. Życie.
Jest c_ujowo w pucharach. Życie sprowadza do parteru, ale Jagiellonia nie potrafi się bronić, gdy przeciwnik jest w dosiadzie.
Rok temu jeszcze to jakoś wyglądało i odpadnięcie z Arisem nie było wstydem. Nawet, jeśli przeciwnik był brany za europejskiego kelnera, okazało się potem, że praktycznie w pojedynkę wyeliminował obrońców trofeum i dość frajersko wyrżnął się dopiero na City (dobrze pamiętam?). Swoją drogą, mieli pecha w losowaniu jak ja w wyżej wspomnianej FifieM.
Nie wiem, może to przez brak motywacji? Może Jagiellonia jako zdobywca Pucharu Polski chciała coś udowodnić, a zakwalifikowana zwyczajowym sposobem odpuściła, bo zawodnikom zależy na odpoczynku i kasie, a nie na sukcesach sportowych? Dlaczego Węgry, Grecja, Czechy czy Rumunia regularnie mają swoich przedstawicieli w LE i LM? Czy te kraje mają o wiele lepsze - i czy czasami w ogóle lepsze - ligi od naszej?
Dlaczego? Bo im się po prostu chce, czego nie można powiedzieć o naszych kalekich orłach. Zmieńmy godło narodowe na wróbla, a niech maskotką polskiej reprezentacji zostanie Elemelek albo Ćwirek. Gra naszych zespołów "czasami" stanowi ujmę dla bielików.
Fifa Manager pozostaje w cieniu gloryfikowanego FM, ale na jednej płaszczyźnie pokazuje brutalną prawdę: zdarzyło wam się kiedyś, by polski zespół (niekierowany przez was) odniósł sukces w Europie albo chociaż zakwalifikował się do fazy grupowej LM? U mnie Mistrz Polski, Legia wyrżnęła się na Levadii, którą ja dwa lata później, w eliminacjach LE pokonałem 6:0. Wyjątkiem, który odniósł jakiś sukces był Mistrz Polski Zagłębie - otrzymał prawo gry w fazie grupowej LE, ale trafił tam po przegranej IV rundzie eliminacji do LM.
Jaki ma to punkt wspólny z rzeczywistością? Bezradność polskich drużyn w europejskich pucharach. Tyle.