Autor Wątek: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)  (Przeczytany 7606 razy)

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
[#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« dnia: Marzec 04, 2012, 12:12:22 »

Pro Evolution Soccer: Anjin Miura's Stories, czyli epicka powieść o przygodach japońskiego trenera na całym świecie i nie tylko, który w pierwszej części opowieści niechybnie ratuje algierską reprezentację Algierii przed blamażem na Mundialu...zaraz, zaraz...no chyba że mi znowu skasują temat po tygodniu przerwy, jak było z Volendam. Damn, ludzie, po prostu nie miałem czasu :( Ale, zaczniemy całą tą historię od nowa...


Droga Lisów Pustyni, lub bardziej zrozumiale, reprezentacji Algierii na południowoafrykański Mundial, była dość długa i żmudna. Choć gwoli szczerości można by powiedzieć, że przedłużała się ona raczej z przypadku, niespodziewanie otwierając Algierczykom drogę na Mundial. Trwające rok eliminacje, w czasie których Lisom Pustyni przyszło mierzyć się z potęgami afrykańskiego futbolu jak Gambia, Liberia, czy Rwanda i potyczki te nie zawsze były zwycięskie. W ostatniej jednak z wielu faz eliminacyjnych w strefie afrykańskiej zespół (naówczas) trener kadry, Rabah Saâdane, sprawił że jego podpieczni wepchnęli się na pierwsze miejsce w swojej grupie. Co być może jeszcze dziwniejsze, pierwsze miejsce było zajęte przez ex-aequo Algierię i Egipt, toczące między sobą od lat (jak cały Maghreb) zaciętą rywalizację w piłce kopanej. Dodatkowy mecz na neutralnym stadionie Al Merreikh w sudańskim Omdurman zadecydował ostatecznie o niespodziewanym sukcesie zespołu Saâdane'a (1:0 dla Algierii). Rzecz jasna, oprócz zdobycia przez Lisy Pustyni przepustki na południowoafrykański czempionat pogłębiła się również nienawiść algiersko-egipska (mówimy o piłce), ale, tym nie będziemy się zajmować.



U nas by dostali 5000 złotych kary...


Podwójne zwycięstwo (wliczając fakt utarcia nosa Egipcjanom) skutkowało, co logiczne, euforią w całej Algierii. Ten schemat znamy w sumie bardzo dobrze. Posypały się premie, nagrody, ekskluzywne reklamy, podziękowania, trener Rabah Saâdane (swoją drogą to jego piąta kadencja od 1981 roku) po raz kolejny został okrzyknięty narodowym bohaterem. A wszystko to nabrało na sile jeszcze bardziej gdyż w listopadzie 2009 roku (tuż po barażu z Egiptem) Algieria została sklasyfikowana na 26. miejscu w rankingu FIFA. Radości nie było końca, no ale, no ale, eliminacje ani rankingi punktów na Mundialu nie grają. Po prawdzie, pomimo potencjału (i z całym szacunkiem), ale sukces Lisów był jednak nieco ponad stan (patrz Jagiellonia sezon temu). Pomimo wszystko, oprócz pojedyńczych zawodników europejskiego formatu (Nadir Belhadj, Karim Ziani, Madjid Bougherra) reszta ekipy to w większości rezerwowi we własnych klubach. Zgrany kolektyw to może być za mało na grupę C, w której zespół Saâdane'a znalazł się wraz ze Słowenią, Anglią i Stanami Zjednoczonymi. Mecze sparingowe na początku roku potwierdziły wszystkie powyższe słowa. Lisy doznały druzgocących porażek z Serbią (0:3), Irlandią (0:3), Iranem (2:4) i Finlandią (1:2). Do Mundialu zostały niespełna dwa miesiące i jeden, najwyżej dwa mecze kontrolne. Jesienna magia szczęścia z czasów zdobycia awansu nagle prysła. Saadane, pomimo poparcia większości kibiców w kraju został zwolniony przez Algierski Związek Piłki Nożnej w kwietniu 2010 roku. Do pierwszego meczu Lisów ze Słowenią zostały niecałe dwa miesiące...


Grupy Mundialu 2010

Zaistniała sytuacja rzecz jasna wywołała burzę w całym piłkarskim środowisku Algierii. Poszukiwania trenera czas zacząć. Niska renoma reprezentacji, znanej głównie z wygranej z RFN 2:1 na Mundialu w 1982 roku, oraz ograniczone fundusze skutecznie utrudniały realizację zadania. W ostateczności, wkopawszy się w niemałe problemy i ratując się przed kompromitacją, Związek zaangażował powolnie zdobywającego sobie sławę na Dalekim Wschodzie trenera, Anjina Miurę (i tu się zaczyna :D). Miura, 41-krotny reprezentant Japonii w latach 1978-1993, zawodnik Mitsubishi Heavy Industries/Urawy Red Diamonds (1975-1991) i FC Volendam (1991-1993), prowadził japoński Giravanz Kitakyushu. Od momentu objęcia tej posady w 2006 roku w równie przypadkowych okolicznościach jak teraz, Giravanz urósł do roli jednego z silniejszych na Dalekim Wschodzie. W roku 2007 awansował z J2 do J1 (J-League), co już było niemałym osiągnięciem. W kolejnych dwóch latach Giravanz zdobywał Puchar Cesarza (2008, 2009), Puchar J-League (2008), a także grał w półfinale AFC Champions League (2008) ulegając koreańskiemu Pohang Steelers (1:1, 1:2). J-League Miura nigdy nie wygrał, ale utrzymywał Giravanz w górnej partii tabeli (2008 - szóste miejsce, 2009 - czwarte miejsce). Niedługo przed startem sezonu 2010 (w Japonii gra się wiosna-jesień) Miura opuścił Giravanz, w poszukiwaniu nowych przygód. Znany z budowania drużyn pucharowych, w ostateczności został zatrudniony przez algierską federację. Nie żeby ktoś w Europie go kojarzył ("Wygrał coś tam na Wschodzie i tyle. Nie sądzę żeby miał uratować Algierię na Mundialu" - Mateusz Borek), ale lepszego wyjścia Federacja nie miała. Na poznanie zespołu Miura miał niewiele czasu, circa dwa miesiące - w czasie których Lisy miały zagrać z Katarem i już w RPA ze Szwajcarią. Na pierwszy mecz z Katarem Miura powołał tych samych zawodników którzy zagrali w kwietniu z Finlandią, by przyjrzeć się im raz jeszcze.


"Ja to tu już byłem chyba nie? Na tym forumie, kiedyśtam..."

Allah...eee, koniec.



___
No, to znowu ja. To znaczy, trochę minęło...skasowali mi wtedy Volendam, nie wiem, minął bodaj właśnie tydzień przerwy (widzę że teraz są zasady jasno ustalone, super, są okej), więc teraz nie kasujcie mnie zbyt szybko. Hej, nie róbcie tego ;) A teraz trochę wyjaśnień. Właśnie tamta kariera ze Volendamem miała jak ta, być częścią dłuższej historii. No nic, może to i dobrze, bo na tamten pomysł wpadłem w trakcie - więc tu będzie na czysto od nowa. Czemu 2010? Ano, będę mógł nieco w światowej piłce pozmieniać (może szefowie Etihadu zbankrutują, albo jakiś szejk kupi mało znany klub?), no i może głównie dlatego, że znalazłem fajny patch do PESa 09 (Smoke Patch) ze składami na chwilę przed Mundialem. Ciężko znaleźć coś nowszego i ładnie zrobionego, a że Smoke ma masę fajnych teamów (Al-Ahly <3) to taką fabułę stworzyłem. O. Po Mundialu, jeśli oczywiście kogoś będzie to interesować, będzie rzecz jasna jakiś klub, a tak aż do, zobaczycie :D No i popisałbym coś związanego z kopaniem. Jeśli ktoś pamięta tamto Volendam, to tutaj pewnie będzie podobne. Trochę ;)

Dobra, koniec wyjaśnień. Mecz z Katarem w miarę możliwości jak najszybciej, może i dzisiaj. Zapraszamli do, pisania w szybkiej odpowiedzi, różnych rzeczy ;) Tylko, z góry - żadnych "koment za koment" etc. bo ostatnio to mi to, okropnie krew popsuło. Dobra, styknie.

Ciau.
Anjin Miura.


« Ostatnia zmiana: Marzec 21, 2012, 18:13:07 wysłana przez Anjin Miura »
" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline kmiron#10

  • Kierownik drużyny
  • *****
  • Join Date: Sty 2010
  • location: Wrocław
  • Wiadomości: 704
  • Dostał Piw: 14
  • Na forum od: 09.01.2010r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #1 dnia: Marzec 04, 2012, 14:48:27 »
Początek niezwykle ciekawy, jak to miło zobaczyć karierę z przezwoitym językiem :) Życzę powodzenia, na razie jest znakomicie ;) Mam nadzieję, że poradzisz sobie jednak lepiej, niż Algierczycy na MŚ wtedy :D



Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #2 dnia: Marzec 04, 2012, 19:18:37 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...czyli drugi odcinek fascynującej powieści o tym jak to szkoleniowiec z Wysp Japońskich i jego podopieczni toczyli bój dzielny z kwiatem katarskiego futbolu, w większości naturalizowanym za petrolodary, psiakrew jego mać.


Zatrudniony przez Federację w trybie ekstraordynarnym Miura postanowił nie marnować czasu i czym prędzej zamienił śliczne Kitakyushu na pełen kontrastów Algier (tj. przeniósł się). Kadra na mecz z Katarem, który miał się odbyć na narodowym stadionie REJESTRACJA lub LOGOWANIE (znanym również jako Stadion 5 Lipca 1962) nie różniła się od tej powołanej na mecz z Finlandią. Starym, dobrym, znanym na świecie zwyczajem na postawionego w trudnej sytuacji szkoleniowca spadła lawina krytyki, a algierskie środowisko piłkarskie jeszcze raz zaczęło domagać się powrotu Rabaha Saadane'a. Szczęśliwie, w przeciwienstwie do fanów zachowali się zawodnicy, którym widać dane było zasmakować cywilizowanej kultury po wyrwaniu się ze slumsów. Miura, z pomocą angielskiego i łamanego francuskiego znalazł wspólny język z zawodnikami, w spokoju rozpoczynając przygotowania do ważnego meczu z Katarem. Odizolowany wraz z zespołem od niekończącego się ostrzału algierskich mediów, przez trzy dni pracował ze swoimi nowymi podopiecznymi celem wyklarowania nowego planu działania. Korzystając z tego co ma, Selekcjoner ustawił Lisy w formacji 4-5-1 celem zagęszczenia gry i zdominowanie jej w środku pola. Dość podobnie, lecz bardziej ofensywnie na boisko miał wyjść (i wyszedł) Katar, którego siła oparta jest na naturalizowanych zawodnikach. Opaskę kapitana reprezentacji Algierii zachował Yazid Mansouri, czemu zresztą nie ma co się dziwić - ciężko jest mieszać w zespole, jeśli jest się z nim dopiero trzy dni. W atmosferze ogólnej niepewności i defetyzmu 15 maja 2010 roku o godzinie 20:00 zawodnicy obu zespołów wyszli na murawę 66-tysięcznego stadionu Al Djaezir.


Inauguracja Miury w roli selekcjonera Algierczyków była co najmniej, szalona. Dość powiedzieć że przez pierwsze 45 minut nie działo się niemal nic. Pierwsze bramki dla gospodarzy i gości padły dopiero w doliczonym czasie pierwszej części - efektownym strzałem (możliwym dzięki głupocie obrony) popisał się, rzecz jasna naturalizowany Sebastián Soria. Jeszcze przed przerwą Lisy odpowiedziały bramką wyrównującą, zaraz po wznowieniu gry z połowy boiska - akcję trójki Saifi-Djebbour-Ziani wykończył ten trzeci mocnym uderzeniem z dwudziestu metrów. Szokująca końcówka pierwszych czterdziestu pięciu minut wywołała wśród kibiców niemałe poruszenie. W ogromną radość zmieniło się w 53 minucie gry, gdy po zamieszaniu pary stoperów celnym strzałem w przeciwległy róg bramki katarskiego bramkarza pokonał Rafik Djebbour. Lisy powoli zaczynały dominować, zgodnie z planem przejmując kontrolę nad grą. Stan ten, ku głośnemu niezadowoleniu fanów gospodarzy, trwał ledwo 10 minut. Antar Yahia nie zdołał przeciąć prostopadłego podania Hussaina Yassera, które skrupulatnie wykorzystał Abel Lamy. Lisy Pustyni znowu rozpoczęły pogoń za planowanym zwycięstwem, odzyskując prowadzenie dopiero dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry. Tym razem masy kuriozalnych błędów nie uniknęli Katarczycy, z czego i tym razem skorzystał napastnik ateńskiego AEK, Djebbour. Teoretycznie zwycięska bramka uspokoiła gospodarzy i dała im poczucie zwycięstwa. W rzeczywistości nie ma niczego gorszego co może przytrafić się w takiej sytuacji. Tym razem festiwal pomyłek miał miejsce po drugiej stronie boiska. Ogromne zamieszanie w polu karnym po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, wreszcie, największym wysiłkiem do piłki dopadł Ali Nasser wyrównując wynik już w 91 minucie. Algierscy fani przebyli już dziś wszystkie stany uczuciowe, od wielkiej euforii do skrajnej nienawiści, los chciał jednak by - za co Miura będzie dziękować Bogu po wsze czasy - to pierwsze zatriumfowało. Jeszcze jeden fatalny błąd Katarczyków pod wpływem pressingu Rafika Saifiego, który chwilowo zwalnia akcję, następnie zagrywa w uliczkę do Karima Zianiego, który wpada w pole karne i jeszcze raz uderza mocno w bramkę Mohammada Saqra. El Djaezir znowu zaczyna głośno śpiewać. Wszystko wróciło do normy. Lisy Pustyni uratowały zwycięstwo w ostatniej możliwej chwili. Katarczycy nie mieli już siły by odpowiedzieć i mecz w ostateczności wygrali gospodarze. Horror z happyendem, ciekawy sposób na zaczynanie pracy z nowym zespołem...


Ziani 45+2', Djebbour '53, '88, Ziani 90+3 - Sebastián 45+1', Lamy '62, Al Nasseir '88

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót z meczu Algieria-Katar*

Pierwszy mecz Miury w roli trenera Algierii okazał się więc wygrany, ale czy dobry? "W sumie, to błąd gonił u nas pomyłkę, a ta poganiała jakiś error" - powiedział Selekcjoner na świeżo po spotkaniu algierskiej telewizji - "Jak widać, jesteśmy w stanie zagrać nieźle z przodu, z tyłu w sumie też, trzeba to tylko należycie poukładać. A to kwestia czasu. A tego niestety nie mogę kupić." Co więc pozostaje? "Praca. Do pierwszego meczu w RPA mamy tylko miesiąc, należy więc pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Już na miejscu zagramy ze Szwajcarią, sądzę że dopiero tam drużyna będzie przygotowana optymalnie. Jeśli nie stanie się nic nieprzewidywalnego." Wyszarpane zwycięstwo nieco ostudziło wszystkich mędrców i mądrali algierskiej piłki, lecz niekoniecznie zmieniło nastawienie do Miury. Pozostało tylko pracować z poczuciem ogromnej presji i wygórowanych oczekiwań. Jedynym co cieszy jest potencjał i profesjonalizm piłkarzy, który daje nadzieję na jakiś sukces. "To grupa dobrych zawodników z profesjonalnym podejściem do futbolu, mam więc spore nadzieje. Dotychczas albo mieli ogromnego pecha, albo nie mieli porządnego szkoleniowca." Jeszcze jedno zdanie, które dolało oliwy do ognia...Tak więc, pod jeszcze ostrzejszym atakiem ze strony kogo tylko się dało, Miura spędził kolejne dni w Algierze obserwując i zbierając informacje, a także przygotowując ostateczny skład kadry która poleci do RPA. W ostateczności dokonał on paru pomniejszych zmian - najważniejsza z nich to dołączenie do kadry utalentowanego, wychowanego we Francji Ryada Boudebouza, 20-letniego pomocnika Sochaux.

Cytuj
Bramkarze:
16. Lounes Gaouaoui        
1. Faouzi Chaouchi          
23. Raid Ouheb M’bolhi   
Obrońcy:
3. Abdelakder Laifaoui   
12. Madjid Bougherra   
18. Carl Medjani   
5. Rafik Halliche   
4. Antar Yahia   
12. Habib Belaid
3. Nadir Belhadj   
20. Djamel Mesbah   
Pomocnicy:   
19. Hassan Yebda   
8. Medhi Lacen   
6. Yazid Mansouri   
17. Adlene Guidoura   
7. Riad Boudebouz
22. Djamel Abdoun   
21. Foued Kadir   
15. Karim Ziani   
13. Karim Matmour
Napastnicy:   
9. Abdelkader Ghezzal
11. Rafik Djebbour   
10. Rafik Saifi   



Tak więc niedługo po ogłoszeniu kompletnego składu reprezetancji (co oczywiście również wywołało wiele afer i krzyków) w atmosferze jeszcze większego zniesmaczenia Miura wraz z reprezentacją na początku czerwca wyleciał do Południowej Afryki, żeby z dala od ogólnonarodowej nagonki w spokoju przygotowywać się z zespołem do udziału w najważniejszym turnieju w całej historii i na całym piłkarskim świecie. Ale zanim do tego dojdzie, umiejętności Lisów sprawdzą dokładnie grający w grupie H Szwajcarzy...


Alla...nie, żaden Allah. Koniec.
__
Apropo * to, nie nagrałem pierwszego gola Zianiego, nacisnąłem przypadkiem, dopiero potem to zauważyłem i tak wyszło :( Ale hej, to już za nami.

Co to wiele mówić, czekam. Sam średnio zadowolony jestem ale, dawno tego nie robiłem. Następny będzie lepszy. A wy (o ile tu kto jest), jak sądzicie? ;)

Ciau.
Anjin Miura

" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline Lewy23

  • Prezes klubu
  • *****
  • Join Date: Maj 2009
  • location: Marysin
  • Wiadomości: 1948
  • Dostał Piw: 0
  • Na forum od: 26.05.2009r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #3 dnia: Marzec 04, 2012, 20:37:22 »
Twoja kariera stoi na naprawdę wysokim poziomie i nie przejmuj się brakiem komentarzy. :)

Mam do Ciebie pytanie: jesteś rodowitym Polakiem? :)

Offline thekrzychu

  • Starszy trampkarz
  • *
  • Join Date: Kwi 2010
  • location: Więcbork / Bydgoszcz
  • Wiadomości: 79
  • Dostał Piw: 12
  • Na forum od: 03.04.2010r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #4 dnia: Marzec 08, 2012, 17:01:29 »
Czytałem twoje notki z rozdziawioną japą :D Wspaniale się to wszystko czyta. Następny odcinek ma być lepszy? To da się ? :P

Offline Michal16ZenitSP

  • I - ligowiec
  • ***
  • Join Date: Sty 2009
  • location:
  • Wiadomości: 353
  • Dostał Piw: 2
  • Na forum od: 15.01.2009r.
  • Aktualny awatar, chyba nie znajde lepszego.
    • Moja strona o futbolu, robię ja sam, więc sorry za brak newsów, postaram sie je nadrobić.
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #5 dnia: Marzec 08, 2012, 17:23:17 »
Bardzo dobry mecz, w wykonaniu obu ekip przy okazji nerwowy dla kibiców, ale na szczęście udało się go wygrać,choć błędów ze stron jednych i drugich, zwłaszcza pod koniec meczu było i na pewno ciśnienie nie raz Ci podskoczyło,ale mimo wszystko cieszy to zwycięstwo, głównie dlatego,że po stronie algierskiej grali tak dobrzy gracze jak Djebour czy Ziani, którzy z zimną krwią wykorzystywali błędy przeciwnika.
W kadrze powołanej przez Ciebie nie ma żadnych niespodzianek, a dołączenie do kadry kogoś takiego jak Boudebuz może podnieść jakoś drużynie, głównie w akcjach ofensywnych(wydaję mi się,że jest ofensywnym pomocnikiem, jeśli się mylę, popraw mnie) :).
Powodzenia na mundialu w RPA, oby Twoi gracze jeszcze nie jedną sprawili na tym turnieju niespodziankę, bo stać ich na to ;).
Wiem,że są duże zaległości na stronie, jeżeli uważasz, że warto kontynuować pracę nad nią wyślij opinię na PW ;).

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #6 dnia: Marzec 08, 2012, 18:27:27 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...czyli trzecia część pasjonującej historii algierskich futbolowych pionierów XXI wieku, którzy w drodze do niewyobrażalnie wielkich zwycięstw i nieznanych dotąd sukcesów męczą się, z psiakrew cholera jasna niech ich szatan jego mać pochłonie Szwajcarami...
No i mam jakiś problem z wrzuceniem skrótów na Youtube...damnyo.



Drugiego czerwca reprezentacja Algierii zameldowała się w swojej mundialowej bazie nieopodal Polokwane, gdzie Lisy Pustyni trzynastego czerwca po raz pierwszy od 24 lat rozegrają mecz na Mistrzostwach Świata. Zanim jednak Lisy zagrają siódme spotkanie w historii swoich mundialowych występów, trzeba rozwiać ostatnie wątpliwości. W tym celu Miura i krajowy związek dogadały się ze Szwajcarami w sprawie meczu kontrolnego w RPA, jeszcze przed swoim wyjazdem. Trzy dni po dotarciu do bazy pod Polokwane, w algierskim ośrodku treningowym, z dala od kamer, reporterów i nieprzychylnej algierskiej opinii publicznej Algieria miała rozegrać rzeczone spotkanie. Zarówno Miura, jak i Hitzfeld awizowali na to spotkanie najsilniejsze jedenastki. Selekcjoner Lisów kontynuował eksperymenty ze swoją dziwaczną wersją formacji 4-5-1. Chociaż samo ustawienie zawodników było podobne, zmiany personalne były juz znaczniejsze. Na prawej stronie obrony Miura ustawił Antara Yahię, co pozwalało młodemu Ryadowi Boudebouzowi pozostać na swoim ulubionym, prawym skrzydle. W miejsce Hemdaniego w środkowej strefie boiska partnerem dla Yazida Mansouriego został pomocnik Benfici Lizbona, Hassan Yebda. Ofensywny trójkąt Ziani-Saifi-Djebbour pozostał bez zmian, podobnie obsada bramki - pomiędzy słupkami ponownie stanął Lounes Gaouaoui. Obu trenerów umówiło się na sześć zmian, co było możliwe z racji tego że mecz nie odbywał się w terminie FIFA (no gdzie niby przed samym Mundialem) i ustalanie warunków pozostawało wyłącznie w gestii obu stron. Bez niepotrzebnego przedłużania, obie jedenastki pojawiły się na murawie boiska treningowego pod Polokwane piątego czerwca nieco przed godziną osiemnastą.



W pierwszej części gry kontrolnej wszystko, pomimo pewnych pojedyńczych zgrzytów, wyglądało jak należy. Jednym ze zgrzytów było fatalne pudło Alexandra Freia w szesnatej minucie meczu. Szybki kontratak i centra Gokhana Inlera nie wystarczyły niepilnowanemu kapitanowi Szwajcarów do otworzenia wyniku spotkania. Tym razem nonszalancja, a może raczej braki szybkościowe Rafika Halliche'a nie miały żadnych groźnych skutków. Stare piłkarskie przysłowie rzecze jakoby niewykorzystane sytuacje lubiły się mścić. I tym razem odwieczna futbolowa mądrość znalazła odbicie w rzeczywistości. Pierwszy próbował Karim Ziani, którego mocne uderzenie zza szesnastki minęło pechowo prawy słupek bramki Diego Benaglio. Futbolowy los i tradycyjna przepowiednia w ostateczności dopadły Helwetów na pięć minut przed końcem pierwszej połowy zawodów. Zamotanie szwajcarskich obrońców i nieudane wyprowadzenie piłki z własnego pola karnego Lisy zamieniły na otwierającą mecz bramkę. Nadir Belhadj wygrał pojedynek główkowy, odgrywając futbolówkę do Zianiego, który po indywidualnym pojedynku odegrał ją do Djebboura; atakującemu ateńskiego AEKu pozostało odesłać ją do siatki osamotnionego Benaglio. Pierwsza jedenastka w większości zdała egzamin Miury, który na drugą połowę wpuścił pięciu zawodników rezerwowych, celem przetestowania możliwości ewentualnych zmienników.


Na skutki zmian nie trzeba było czekać długo. Fatalne niezrozumienie Nadira Belhadja i wprowadzonego po przerwie Habiba Bellaida zaefektowała wyrównującą bramką dla Helwetów. Tym razem Frei nie spudłował, mając przed sobą rezerwowego Faouziego Chaouchi. Ale to był dopiero początek kuriozów i szaleństw. Gdy Bellaid wreszcie wkręcił się w mecz i od straty bramki zaczął grać niezłą partię, rolę meczowego nieudacznika przejął rezerwowy obrońca AJ Ajaccio, Carl Medjani. Medjani nie był w stanie dogonić, czy chociażby dotrzymać kroku Tranquillo Barnetcie (Barneccie), który wraz z Hakanem Yakinem pruł i siał zagrożenie na lewym skrzydle. Taki stan rzeczy nie mógł nie zaowocować stratą kolejnej bramki, co stało się w 81 minucie. Tym razem Medjani nie dał rady zatrzymać (z wsparciem!) akcji Szwajcarów w środku boiska, a reszta obrony nie przecięła długiej piłki w pole karne, do której dopadł i którą na prowadzenie zamienił Szwajcar pełną gębą, co się zowie Gokhan Inler (taaa). Podobnie jak z Katarem, końcówka zapowiadała wielkie nerwy, ale i jeszcze większe emocje. Algierczycy rzucili się do rozpaczliwego ataku, rozpoczynając oblężenie bramki Benaglio. Owe oblężenie, wręcz hokejowy zamek trwał w sumie niecałe pięć minut. 89 minuta, trzeci już z kolei rzut rożny z lewej strony boiska. Do piłki ustawionej w narożniku podchodzi duchowy lider zespołu, Madjid Bougherra. I co dalej? Zachowania szwajcarskich stoperów chyba nie można nazwać zwyczajną nonszalancją. A może i nawet  "nadzwyczajna nonszalancja" nie odda tutaj ogromu problemu. A może to po prostu idiotyczny błąd...piłkę szybującą wprost w pole karne Helwetów zdołał strącić do siatki okrążony bodaj przez trójkę Szwajcarów rezerwowy pomocnik Racingu Santander, Mehdi Lacen. Opatrzność po raz kolejny nie pozwoliła Algierczykom przegrać spotkania. Pytanie, ile Lisy Pustyni będą liczyć na rządzące się swoimi prawami kaprysy losu...

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>

Po 90 minutach meczu kontrolnego przyszedł czas na godziny analiz i porównań. Pomimo większych oczekiwań, Miura odnotował w swoim małym japońskim notebooku (czyt. Siemens Fujitsu EXTREME NOTEBOOK 9000 MUTHAFUCKA!) o wiele więcej małych japońskich plusów niż małych ja...po prostu minusów. Przede wszystkim na plus są forma strzelecka Rafika Djebboura oraz świetna współpraca duetu stoperów Bougherra-Halliche, który pomimo dwóch czy trzech błędów spisywał się bezbłędnie. Niespodziewanie dobrze na boku obrony wypadli Antar Yahia, jak i jego zmiennik Habib Bellaid. Jedyny minus w obronie to Medjani, który chyba stracił szansę na grę. Na boku obrony może w ewentualności zagrać Boudebouz, dla którego była to dopiero druga gra w reprezentacji - pewne rzeczy można więc zrozumieć. Linia pomocy w większości realizowała swoje zadania, problem powstaje w ataku. Po piętnastu minutach gry w sparingu (od 45 do 61) kontuzji doznał Karim Matmour i z konieczności zmienił go atakujący włoskiej Sieny, Abdelkader Ghezzal. Nie wypadł najgorzej, ale uraz Matmoura, pomimo że niegroźny, napędził Miurze niemałego strachu. W rezultacie, sparing ze Szwajcarami odpowiedział opiekunowi Algierii na wiele pytań, acz wciąż nie wszystko jest jasne. Bardzo podobnie jak w grze z Helwetami - raz przygniatająca przewaga, raz wpadki rodem z meczów drużyn szkolnych. W ostateczności drużyna Lisów balansuje obecnie gdzieś na granicy ponadprzeciętności i przypadkowej głupoty, co może być skuteczne, ale i zabójcze. Już jedenastego czerwca na Soccer City Stadium w Johannesburgu RPA i Meksyk rozegrają mecz otwarcia jednej z największych imprez sportowych XXI wieku. Czy i tym razem kapryśny los stanie po stronie Miury i jego podopiecznych? Czas pokaże. Już dwa dni po otwarciu turnieju, na Peter Mokamba Stadium w Polokwane wszystko stanie się jasne...


Allah, Alla...WYPIERDZIELAĆ ŻADEN ALLAH TYLKO KONIEC!!!!11


__
A więc tyle. Trochę mi to zajęło. Ostatnio jestem, chronicznie niewyspany i fest zmęczony. No i miałem problemy ze skrótem ;) Zresztą, ostatnio mam jakieś problemy z nagrywaniem - jest jeszcze wolniej i coś dziwnego dzieje się z jakością. Mam nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.

Ad Mundialu, nie będę się zbytnio wdawał w szczegółowe opisy, bo ta Algieria to w sumie tylko wstęp do dłuższej historii. Więc pewnie będę po prostu dawał opis swojego spotkania i krótkie podsumowanie reszty grup ;)

Ad składu to wziąłem ten który dwa lata temu faktycznie pojechał do RPA. Trochę zabawy w edytorze, staty z PSD i wszystko jest jak należy ;)

Ad moich wyników to dawno nie grałem więc nie będę miótł systemu jak swego czasu w Volendam (kto pamięta ten wie), ale to tylko ciekawiej ;) Poza tym, byłoby bez sensu, jakbym Algierią wygrał Mundial :D :D

Ad reszty to dzięki i zapraszam :D Niedługo mecz ze Słowenią ;)

Sincerely,
Anjin Miura
" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #7 dnia: Marzec 10, 2012, 20:46:36 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...czyli czwarta część historii szaleńca rodem z miasta Urawa w prefekturze Saitama prowadzącego arabską reprezentację Algierii rodem z Maghrebu która wreszcie po latach dwudziestu i czterech absencji na Mundialu bramki zdobywa...


Mundial czas wreszcie zacząć (no bo ile można czekać)! Okazała ceremonia otwarcia przy pełnym Soccer City Stadium była wyraźnym sygnałem: nadszedł czas, by rozpocząć zmagania najlepszych z najlepszych, którzy przez najbliższy miesiąc będą na południowoafrykańskich boiskach walczyć o miano najlepszych z najlepszych z naj...eee...wiemy o co chodzi. Jedenastego i dwunastego czerwca swoje spotkania rozegrały grupy A i B. Pomimo wielkich nadziei i niezliczonej ilości kibiców Bafana Bafana na otwierającym turniej meczu RPA z Meksykiem zwycięstwo odnieśli przyjezdni z Ameryki Środkowej, po zwycięskiej bramce wiekowego Cuathemoca Blanco w 86 minucie spotkania. W następnym spotkaniu Urugwajczykom oberwało się od Tricolores (0:3). Raymond Domenech, atakowany w swoim kraju z nie mniejszą zaciętością niż Miura w Algierii postawił na swoim i uciszył krytyków. Mecze grupy B z dwunastego czerwca były mniej ciekawe - gładko triumfowali faworyci. Argentyna boskiego Diego ograła Nigeryjczyków 3:1, w takim samym stosunku bramkowym Koreańczycy odprawili z kwitkiem Greków. Nadszedł czas na mecze grupy C. W pierwszym spotkaniu w tej grupie butni i dumni (jak zawsze) Anglicy podjęli Stany Zjednoczone. Tym razem zapowiedzi Fabio Capello i jego zawodników zdawały się (a z reguły tylko się zdają) uzasadnione. Podopieczni Boba Bradleya zebrali bowiem niezłe, a nawet ogromne lanie (1:5), chyba wypadając już z gry o awans - matematyczne szanse są, acz psychologicznie Amerykanie doznali niemałego ciosu. Wreszcie przyszedł czas na Algierczyków, którzy na Peter Mokamba Stadium mieli podjąć reprezentację Słowenii. Mało kto wierzył chociażby w jeden punkt dla zespołu Miury, ale jak często w futbolu bywa - co jest bodaj największym pięknem tej gry - nikt tak naprawdę nie jest w stanie dokładnie przewidzieć przyszłości. Już niedługo Lisy Pustyni z japońskim szkoleniowcem na czele miały rozpocząć swoją afrykańską przygodę w drodze po sławę, prestiż i ogromne premmeeee znaczy ogromne doświadczenie sportowe, tak, doświadczenie...kurna, ale bym wtopił...


Do spotkania z zespołem Słowenii Miura desygnował tą samą jedenastkę, która tydzień wcześniej zremisowała ze Szwajcarami. Selekcjoner Słoweńców, Matjaż Kek posłał w bój również swoją najsilniejszą jedenastkę. Bój maluczkich o miejsce premiowane awansem (USA? Chyba nie) rozpoczął się punktualnie o 13:30 czasu południowoafrykańskiego. Negatywnie nastawione rzesze algierskich kibiców na trybunach jak i kraju zaczęło przeklinać swój los (a głównie trenera) po pierwszych pięciu minutach, gdy bo głupim błędzie obrony fantastyczną okazję zmarnował (na ich szczęście) Milivoje Novaković, a po kolejnych pięciu piały z zachwytu po pierwszej od 24 lat bramce na Mundialu. Atak z własnej połowy wyprowadził lewy obrońca Portsmouth, Nadir Belhadj. Oddał piłkę do Rafika Saifiego, który ściągnął uwagę części słoweńskich obrońców po czym szybko posłał futbolówkę spowrotem do wychodzącego na wolne pole Belhadja. Ten jeszcze zamieszał w polu karnym i precyzyjnym uderzeniem wyprowadził Lisy Pustyni na prowadzenie. Algierczykom wydawało się to niemal niemożliwe, acz jednak, stało się. Miura święcił pierwszy mały triumf, a algierscy kibice obserwowali dalej z zapartym tchem. Lisy zaczęły przejmować inicjatywę, a szalony Belhadj (nazwany przed turniejem przez sławnego Gary'ego Linekera "jednym z najlepszych bocznych obrońców w Anglii") ponownie wpadł w pole karne, tym razem z inicjatywy Yazida Mansouriego. Zdołał zatrzymać go Samir Handanović, a obrońcy wyekspediowali piłkę w stronę linii bocznej...przy której już czaił się Saifi. Ten przeszedł Miso Brećkę jednym zwodem, po czym płasko dośrodkował w pole karne. Ta w okolicach piątego metra spadła niemal na nurkującego za nią Karima Zianiego. Handanović próbował sparować strzał pomocnika Wolfsburga, ale na próbach się skończyło. 2:0, a algierska publiczność ni to podekscytowana ni to zdziwiona - ciężko było im cokolwiek powiedzieć. Atakowany Miura triumfował, będąc pewnym trzech punktów.

REJESTRACJA lub LOGOWANIE
Nadir Belhadj celebruje pierwszą bramkę

W drugiej połowie algierski plan gry był nieco inny - ustał agresywny pressing na połowie rywala, a głównym zadaniem Lisów stało się utrzymanie wyniku, ale i próby ataku. Zwycięstwo było już jednak pewne. "Nie ma co się forsować" - mówił opiekun Algierczyków już po spotkaniu - "Faza grupowa to nie jedno spotkanie, potrzebujemy sześciu punktów a nie sześciu bramek do awansu". W tym postanowieniu, pomimo wciąż podejmowanych wypadów na bramkę Handanovića, Lisy Pustyni wytrzymały aż do końca. Aby nie obciążać kluczowych zawodników Miura wpuścił na ich miejsce w drugiej połowie rezerwowych. Siły Karima Zianiego czy Ryada Boudebouza będą potrzebne w kolejnych, jeszcze nie rozstrzygniętych grach. Jak już wspomniano wynik do końca się nie zmienił i - trochę niespodziewanie - Algierczycy zdobyli na otwarcie turnieju trzy punkty. To zwycięstwo nieco uciszyło sceptyków, jeśli jednak ktoś ma narzekać, będzie to robił zawzięcie. Wciąż niechętni japońskiemu selekcjonerowi wskazywali, że następny mecz z Anglią może już nie być taki dobry. "Ciągle musimy wiele poprawić" - powiedział bohater meczu, Nadir Belhadj - "Ale jesteśmy na dobrej drodze. Anglicy na pewno nie mogą spodziewać się spacerku. Jeśli nas zlekceważą, możemy ich srogo ukarać" - dodaje, nie ukrywając satysfakcji.

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót meczu Algieria-Słowenia

REJESTRACJA lub LOGOWANIE
Rafik Saifi w geście zwycięstwa - trzy punkty dla Algierii!

Chyba mało kto, nawet w samej Algierii, stawiałby na zwycięstwo swojego zespołu przed meczem. Niespodziewanie jednak, podopieczni Miury zdobyli trzy ważne punkty, które stawiają Algierczyków w roli numeru 2 w grupie C. Gdyby udało się wyrwać jakikolwiek punkt Anglikom, byłoby jeszcze lepiej. "Nie uważam że to niemożliwe" - stwierdza Miura zapytany o szanse Lisów w meczu z Lwami Albionu - "Przecież dopóki oba zespoły nie zagrają, nie dowiemy się kto jest lepszy. Nie można więc powiedzieć z góry: Algieria jest bez szans. Boisko zweryfikuje kto pracuje, a kto tylko się przechwala". Jeśli o przechwalanie się zaś idzie, Anglicy jak zawsze przodują w tej dziedzinie wśród wszystkich uczestników Mundialu. Pogrom nad USA rozochocił Fabio Capello i jego podopiecznych - "Algieria to tylko kolejny krok na naszej drodze do upragnionego tytułu. Najpewniej będziemy mogli po tym meczu myśleć już o spotkaniu w 1/8 finału." - potwierdza swą butę Capello. W podobnym tonie wypowiada się Wayne Rooney - "Szanuję zespół Algierii, ale jestem spokojny o trzy punkty. Nie jest to zespół, który mógłby nas zatrzymać". Z jednej więc strony mamy angielską dumę i butę, z drugiej rozbudzone i rozpalone algierskie ambicje i nadzieje. Na papierze zdecydowanym faworytem do zwycięstwa jest Anglia...


...ale czy na pewno?


...koniec.


___
Okej, that'd be it. Resztę grup dam na końcu, bo w sumie to nie ma żadnego sensu robić tego teraz. W każdym razie, dzieją się szaleństwa ;)

Cytat: Lewy
i nie przejmuj się brakiem komentarzy.
taa. Powiedzmy. Chociaż trochę to demotywuje, powiedzmy. ;)

Sincerely,
Anjin Miura


" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline Lewy23

  • Prezes klubu
  • *****
  • Join Date: Maj 2009
  • location: Marysin
  • Wiadomości: 1948
  • Dostał Piw: 0
  • Na forum od: 26.05.2009r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #8 dnia: Marzec 11, 2012, 12:26:51 »
Komentuj innym, to i Ty powinieneś uzyskać kilka odpowiedzi w swoim wątku. :)

Offline pawlodar_10

  • Były członek Załogi
  • *
  • Join Date: Sty 2009
  • location: Warszawa
  • Wiadomości: 2837
  • Dostał Piw: 50
  • Na forum od: 24.01.2009r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #9 dnia: Marzec 11, 2012, 14:29:40 »
Kapitalnie to opisujesz, naprawdę dobrze się czyta. Gratulacje wygranego meczu.
" border="0
Only the dead have seen the end of war.

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #10 dnia: Marzec 11, 2012, 22:34:41 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...czyli piąta część naszej historii w której Algieria po prostu roz****doliła k**** system tak że bardziej się nie da, a Etihad zaoferował Miurze kontrakt wart sto osiemdziesiąt tysięcy miliardów dolarów. Patrzcie jak się tworzy historię, mwahahahaha!
Serio, cenzurowanie jest słabe. Po co to. Psuje klimata :(



Pierwsze trzy punkty zdobyte w Polokwane poprawiły nastroje algierskich kibiców, acz nie wprawiły ich w ekstazę. Pomińmy już będące normalnością animozje na linii selekcjoner-kibice. Pomińmy też będące męczarnią (choć w sumie ciekawe) mecze przed Mundialem, które nie napawały optymizmem. A na dodatek pomińmy jeszcze fakt, że pomimo wszystko faworytem w meczu na Peter Mokamba faworytem były Lisy Pustyni. Układ drugiej serii gier bowiem nie budził (u przygniatającej większości) wątpliwości - w starciu z Anglią podpieczni Miury będą w najlepszym wypadku bezradni. Szczególnie po masakrze na wysoko notowanych Amerykanach w wykonaniu Synów Albionu. Nie pierwszy i nie ostatni raz Anglicy rozpoczęli nie pierwszą i nie ostatnią szumnie zapowiadaną kampanię po mundialowe złoto. W obliczu tych i innych czynników, futbolowa społeczność na Lisach postawiła przysłowiowy krzyżyk. Algierska społeczność kolejny już raz wznowiła swój lament, wystawiając Miurze i swoim reprezentantom sportowy nekrolog. Bukmacherzy na całym świecie przyjęli niebotycznie wysokie kursy (W Anglii średnio 50 funtów za jednego postawionego na zwycięstwo Algierii). Fabio Capello wraz ze swoimi zawodnikami demonstracyjnie odwołał/odpuścił większość sesji treningowych, mówiąc że nie są mu potrzebne i nie ma co się przemęczać we wczesnej, już wygranej jego zdaniem fazie grupowej. Gdy więc Anglicy wraz ze swym buńczucznym selekcjonerem chętnie udzielali wywiadów i paradowali po Kapsztadzie, Algierczycy wraz z Miurą pracowali w pocie czoła by jeszcze raz udowodnić całemu piłkarskiemu światu, że futbol jest nieprzewidywalny. Wbrew przewidywaniom, Algierczycy wyszli w niezmienionym ustawieniu - jedyną zmianą było desygnowanie w miejsce Rafika Saifiego napastnika włoskiej Sieny, Abdelkadera Ghezzala. Capello postanowił dać zagrać paru rezerwowym, m.in niesławnemu Paulowi Robinsonowi, który miał szansę odkupić swoje winy z 2007 roku (pamiętny fail z Chorwacją). Osiemnastego czerwca w godzinach wieczornych, gdy obie jedenastki pojawiły się na murawie Green Point Stadium w Kapsztadzie, jedyną dyskusyjną kwestią był rozmiar angielskiego zwycięstwa.



Co działo się już po rozpoczęciu meczu przez Rawzana Irnatowa? Właściwie, sama magia. I chociaż zrzędliwy zjadacz futbolowego chleba, znający choćby ogólniki historii piłki kopanej mógłby powiedzieć "A nie mówiłem?", to pewnie sam nigdy nie uwierzyłby w to co się stało. Aby wyjaśnić w jaki sposób drużyna Lisów Pustyni (wraz z nagabywanym od tej pory przez Etihad Miurą) zapisała kolejne strony nieprawdopodobnych futbolowych historii, wypadało by wspomnieć o dwóch ważnych sprawach. Istotnym bowiem i ważnym prawidłem futbolowego świata jest, że nazwiska na papierze nie grają i trzeba grać, żeby wygrać - to ważna sprawa numer jeden. A ważna sprawa numer dwa, wręcz tradycja brzmi - "Anglicy zawsze zapominają o ważnej sprawie numer jeden". I chociaż zaczynamy tą historię od wzniosłych słów i de facto jej końca, należy wspomnieć o jej szalenie nieprzewidywanym początku. Bo przecież - i to kolejne z futbolowych prawideł - największych sensacji nikt się nie spodziewa. I długo się na nie nie zanosi. No bo kto by uwierzył że może być inaczej, skoro niecała minuta wystarczyła Wayne'owi Rooneyowi do ośmieszenia całej algierskiej obrony i wyprowadzenie Anglików na prowadzenie. Przez następne 20 minut nie działo się nic, a w przypadkowej akcji stan gry wyrównał Karim Ziani. Ta bramka nie zachwiała wcale angielską pewnością siebie, a wręcz przeciwnie, gdyż trzy minuty po bramce Zianiego Rooney ponownie, bez wysiłku, wyprowadził Rafika Halliche'a w pole raz jeszcze i zdobył swoją drugą bramkę. Na tym, jak każdy zapewnie sądził, Algierczycy się kończą. Niełatwo jest iść na wymianę ciosów z rozkręcającą się maszyną Capello, która niemal mimochodem potrafi odrobić straty. Na co należy jednak zwrócić uwagę Anglicy łatwo nie mieli, a chwilę po głupich błędach Halliche i spółka wzięli się za porządne czyszczenie. Yazid Mansour przejął rolę króla środka pola. Boudebouz i Ghezzal zaczęli robić niezły wiatr po obu stronach boiska. Coś jakby pękło, wymknęło się spod kontroli. Gdy więc Nadir Belhadj wykorzystał nonszalancję pary angielskich stoperów i władował bezradnemu Robinsonowi wyrównującą bramkę do szatni w doliczonym czasie gry, pojawiła się tradycyjna obawa angielskich fanów - czy aby kolejny już raz nie zlekceważyliśmy na pozór przeciętnego przeciwnika? To odwieczny dylemat Wyspiarzy, a jak pokazuje ta i wcześniejsze historie - nie umieją wyzbyć się tego złego nawyku. Gdy więc w przerwie meczu Capello rozpaczliwie mobilizował swoje "Lwy" do walki o zwycięstwo, Miura w zaciszu swojej wydał na Anglików nie pierwszy w ich dumnej i wspaniałej historii wyrok śmierci. Zapewne i sam sędzia Irnatow z Uzbekistanu wyprowadzający obie jedenastki na drugą połowę nie spodziewał się, że nieświadomie daje sygnał do rozpoczęcia krwawej egzekucji.


Niechybna kompromitacja zespołu Capello zaczęła się w 52 minucie. Samotnie krążący daleko od bramki Anglików Ghezzal niespodziewanie zagrał do chwilowo niepilnowanego Rafika Djebboura. Ten, z europejskimi defensorami na plecach odegrał jakimś cudem piłkę w pole karne, do której dopadł i zaaplikował Robinsonowi wspomniany Ghezzal. Radości końca nie było, a oszalał cały futbolowy świat z wyjątkiem Wyspiarzy. Wówczas, jak i w przeszłości, w szeregi dumnych Anglików wkradła się panika i desperacja. Bowiem i tak samo jak w przeszłości zespół teoretycznie gorszy, odrabiający przez całe spotkanie straty, przejmuje prowadzenie i dominuje na boisku. Tak było w 1950 roku, gdy Synów Albionu ograła pół-amatorska reprezentacja Stanów Zjednoczonych (1:0). Dwanaście lat później Wyspiarze odpadli z turnieju w Chile po dumnych deklaracjach obrońcy Ronalda Flowersa, który miał zneutralizować Garrinchę. W rzeczywistości to Garrincha zneutralizował Anglików (3:1). Cztery lata później Anglicy wygrali (no raz w życiu) turniej u siebie, by cztery lata później pechowa zmiana Bobby'ego Charltona zgubiła Alfa Ramseya na meksykańskim Mundialu w meczu z RFN (2:3). Dorzucimy jeszcze tragedię na Wembley (1:1 z Polską) i więcej nie trzeba. Anglicy powinni znać swoje błędy z autopsji. A dlaczego właściwie relacja ze spotkania urwała się na tej długiej dygresji? Bo w sumie niewiele więcej o samym spotkaniu można powiedzieć. Zostało tylko pochwalić najważniejszego bohatera meczu, Karima Zianiego. 58 minuta, rzut rożny dla Anglików, którzy sprawają wrażenie rozwścieczonych. Zagrożenie odsunął po wybiciu piłki z pola karnego Bougherra. Stworzył tym również niepowtarzalną szansę, bo Algierczycy rozpoczęli kontratak dwóch na trzech. Pech chciał, że trójka Anglików ruszyła za mającym piłkę Djebbourem, który czym prędzej zagrał ją do środka. Tam czekał już Ziani, który pociągnął z piłką z 40 metrów, po czym jednym zwodem i strzałem zdobył swoją drugą bramkę. Siedem minut później pomocnik Wolfsburga ustalił wynik meczu, gdy po zagraniu Ghezzala jeszcze raz minął bezbarwnego dzisiaj Terry'ego i dopełnił dzieła zniszczenia ustalając wynik na 5:2.


Później nie działo się już nic. Miura wpuścił rezerwowych i kazał nie forsować się zawodnikom (acz próbować ataków), Anglicy zaś byli zbyt zdruzgotani żeby jakkolwiek zaatakować. Piorunujące 13 minut w wykonaniu Lisów Pustyni pozwoliło im na stałe wpisać się na karty futbolowej historii, zdemolować pewny siebie zespół z samym Fabio Capello na czele, ale i nieźle zamieszało w grupie C. Cóż, tak to musiało się skończyć. Kolejna bolesna lekcja piłkarskiej mentalności, którą nie pierwszy raz w swoim życiu otrzymują Wyspiarze. Pytanie czy tym razem stać ich na jakąkolwiek zmianę i refleksję. Znając życie pewnie nie...

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót meczu Algieria-Anglia


Na samej grze jednak mecz się nie kończy - po nim przychodzi czas na grę w mediach. O jeszcze jednej wielkiej wrzawie, aferze i lamencie w Anglii nie ma co mówić - do tego przywykliśmy bardzo dobrze. A Algieria? Nagle wszyscy uznali, tudzież postanowili uznać, że nic nie jest niemożliwe. Niektórzy już zaczęli koronować Algierczyków na nowych mistrzów świata. Euforia euforią a sukces sukcesem, ale co za dużo to niezdrowo. Sam Miura w pomeczowym wywiadzie mówił o tym, że mecz wcale nie był taki świetny i nie ma co zakładać sukcesów ponad stan - "Trzeba nieco ostudzić te wasze gorące głowy. My zrobiliśmy tylko to co trzeba zrobić żeby ograć dumnych Anglików - ograliśmy ich dumę. Żadna tajemnica, skoro dzieje się to regularnie od sześćdziesięciu lat, łatwo się tego nauczyć" - ocenia mecz selekcjoner - "A to, że odnieśliśmy dzisiaj ogromne zwycięstwo, nie znaczy że mamy zacząć robić to co robią Wyspiarze" - gasi ostatecznie wszystkich hurraoptymistów. "Awans z grupy raczej już mamy, ale co dalej? Ciężko powiedzieć. Na pewno jednak nie powiem że zostaniemy mistrzami świata, bo - o czym mówiłem - powtarzanie angielskich błędów nie jest nam na rękę. Wszystko zweryfikuje boisko." - kończy Miura, kierując się w stronę szatni. A co na to Capello? Ani słowa. A kolejnych burzliwych nagłówków gazet, artykułów, czy nawet nekrologów poświęconych angielskiej piłce jak REJESTRACJA lub LOGOWANIE wciąż przybywa. Czyli w Anglii nic nowego. A w Algierii? Czy wszyscy będą dalej tak hołubić zespół narodowy i Miurę po ostatnim spotkaniu grupowym z USA? Awans Lisy mają już raczej w kieszeni, ale...ale dobrze wiemy jak zmienne są nastroje algierskich fanów.

Kuniec

__
No, rozpisałem się, ale okazja jak widać jest. To czemu by w sumie nie? :D Trochę tego jest ale jak poczytacie trochę dłuższą lekturę to łeb nie pęknie. No chyba że jest jakoś źle ;)

Z góry mówię że Mundialu nie wygram (1. to bez sensu. 2. rozegrałem już cały i zdążyłem odpaść :D) więc to tyle. A tak, zapraszam ;)

Aaa i znowu mi pierwszego gola ucięło. Dammit, o co chodzi :( Będę musiał się temu przyjrzeć.

Sincerely,
Anjin Miura

 
« Ostatnia zmiana: Marzec 11, 2012, 22:51:10 wysłana przez Anjin Miura »
" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline pawlodar_10

  • Były członek Załogi
  • *
  • Join Date: Sty 2009
  • location: Warszawa
  • Wiadomości: 2837
  • Dostał Piw: 50
  • Na forum od: 24.01.2009r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #11 dnia: Marzec 12, 2012, 15:35:26 »
To jest kapitalne. Szkoda, ze nie dostajesz wiecej komentarzy, jedna z najlepszych karier na forum.
" border="0
Only the dead have seen the end of war.

Offline Norbi21

  • Amator
  • *
  • Join Date: Wrz 2011
  • location: Kraków
  • Wiadomości: 5
  • Dostał Piw: 3
  • Na forum od: 05.09.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #12 dnia: Marzec 12, 2012, 15:53:13 »
W pełni się zgadzam z pawlodarem, kariera jest świetna, według mnie najlepsza na forum, niestety na tym forum bezinteresownie wielu komentarzy nie dostaniesz więc sam musisz komentować innym.

Offline MaddiMNagic

  • I - ligowiec
  • ***
  • Join Date: Lut 2010
  • location: Łódź
  • Wiadomości: 331
  • Dostał Piw: 3
  • Na forum od: 06.02.2010r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #13 dnia: Marzec 14, 2012, 20:23:17 »
Przechadzam się po forum i co widzę? Najlepszą karierę jaką widziałem! Te opisy są po prostu świetne. W dodatku świetny wynik z Słowenią i Anglią, aż 5:2 i 2:2, świetne wyniki

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #14 dnia: Marzec 14, 2012, 21:31:56 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...a więc to już szósty odcinek przygód urodzonego w prefekturze Saitama pioniera japońskiego futbolu profesjonalnego(dobra, Okudera był pierwszyy), którego algierscy wojownicy dzielnie kończą rywalizację grupową w meczu z amerykańskim Imperium Zła...ALLLAH ALLA...
AAAA!!!11 ZAMKNIJ RYJ!!!1 DAWAĆ AKCJE A NIEE!!!!1111ICHICHIICHIJUICHI




Ahahahahahaha! Ahahahahahahaha! Ahahahahahahahahaha frajerzy!

Deklasacja Anglików na Green Point Stadium rozeszła się po piłkarskim świecie wielkim echem. Kolejna historyczna wręcz klęska pomogła Wyspiarzom obronić tytuł najbardziej upokorzonej reprezentacji na świecie na co najmniej najbliższe cztery lata. No chyba że przegrają z Polską na EURO...w każdym razie nie ma co rozpamiętywać przeszłości i przeżywać jej w nieskończoność (co też jest cechą wybitnie polską), ponieważ Mundial rządzi się swoimi prawami i nikt nie zatrzyma serii gier żeby upamiętnić wielki triumf Lisów; nikt też im na pewno nie odpuści, chociaż w realiach grupy C wiele to nie zmieni. Algierczycy z sześcioma punktami i świetnym bilansem bramkowym (+5) stoją na uprzywilejowanej pozycji. Tylko wysoka klęska z USA i wygrana Anglików mogłaby pozbawić Lisy awansu do fazy pucharowej turnieju. Sięgając jednak chociażby do niedalekiej przeszłości, wiadomym jest jak owa futbolowa matematyka potrafi zwieść i zniweczyć wysiłki niejednej drużyny. Pomimo to Miura podjął nieco (tylko nieco, ale jednak) ryzykowną grę i postanowił oszczędzić najważniejsze ogniwa zespołu na mecz w 1/8 finału. W nieco okrojonym więc składzie Lisy stanęły naprzeciw grających mecz ostatniej szansy Amerykanów. Mecz o być albo nie być zawodników zza Wielkiej Wody i ich coach'a (yeah), Boba Bradleya zapowiadał się więc - pomimo pozornie jasnej sytuacji - zgoła ciekawie. Blisko pięćdziesię****sięczny obiekt Loftus Versfeld Stadium w Pretorii nie wypełnił się w całości (a szkoda), a nieco przed godziną szesnastą oba zespoły zameldowały się na murawie. Hymny państwowe, wszelakie uprzejmości, rzut monetą...po wszystkich zwyczajowych procedurach ostatnią grę grupy C rozpoczęli Amerykanie, z niegasnącą nadzieją na uratowanie awansu.


Przedmeczowe założenia stawiały Lisy w roli zdecydowanego faworyta, po okazałym zwycięstwie nad Synami Albionu. Założenia lubią jednak robić sobie z ludzi głupków, bo niewiarygodnie potrafią uśpić czujność faworyzowanych. Identycznie jak w poprzedniej grze, Lisy straciły głupią bramkę już w pierwszej minucie spotkania. Głupi faul Habiba Bellaida w okolicy 20 metrów od bramki swojej drużyny. Pomocnik Fulham, Clint Dempsey, podchodzi do piłki i celnym uderzeniem daje wyraźny sygnał - łatwo nie będzie. Kibice znowu zaczęli wieszać psy na raz to kochanym, raz zaś znienawidzonym trenerze i tak aż do...20 minuty. Amerykańska ultraofensywa miała bowiem błyskawicznie się załamać, a zastępujący Mansouriego Mehdi Lacen odnalazł się na boisku i wraz z Hassanem Yebdą uspokoili chaos w drugiej linii Lisów. To wszystko zajeło bite dwadzieścia minut. Przeklinający swój los algierscy fani natychmiastowo pówrócili do okrzyków i zachwytów po wyrównującej bramce. Wykonujący rzut rożny Bellaid zrehabilitował się dobrym dograniem na krótki słupek, do piłki dopadł i pokonał Howarda Abdelkader Ghezzal; wówczas podopieczni Bradleya stracili już nadzieję i wszystko wróciło do normy. Inicjatywę przejęli żądni rewanżu piłkarze Miury, którzy szarpali i męczyli pogodzonych już z klęską rywali. Kwadrans po golu Ghezzala piłkę przed pole karne podaje Rafik Saifi, trafia ona do Karima Matmoura, który zakręcił na prawej stronie Moorem i oddał piłkę niekrytemu Yebdzie. Ten oddał strzał, zablokowany przez Oguchiego Onyewu, było to jednak tak niefortunne zagranie, że do piłki ponownie dopadł Matmour i w szczęśliwych okolicznościach wpakował wręcz piłkę do siatki rywali. Howard skapitulował więc po raz drugi, a Matmour przypieczętował awans swojego zespołu z pierwszego miejsca w grupie, z kapitalnym bilansem bramek 9-3 i kompletem punktów. Czy jest sens mówić o drugiej połowie gry? Właściwie nie, gdyż obu zespołom już nie chciało się grać. Na plac gry Miura posłał kolejnych rezerwowych, starających się o podwyższenie wyniku, był to jednak wysiłek bezskuteczny. Nawet w obliczu tak nieszczególnie (by nie powiedzieć słabo) grającej Algierii Amerykanie nie zdołali uderzyć, dalej będąc pod ostrzałem. Do końca więc nie działo się nic, Algieria dowiozła zwycięstwo do końca i mogła świętować historyczny awans.


Czegokolwiek więc by nie powiedzieć o grze, Lisy wytrzymały ciążącą nań presję i po raz trzeci już zgarnęły komplet punktów. Miura nie forsował wyniku w spotkaniu numer trzy, gdyż nie miało to sensu w obliczu nadchodzącego meczu 1/8 finału. W rezultacie więc kalkulacja nie zawiodła i przyniosła Lisom bodaj największy sukces w ich trwającej nieco ponad 50 lat futbolowej historii - awans do grupy najlepszych szesnastu zespołów na świecie. Niebywałe. Kto by powiedział, że szkoleniowiec ściągnięty w trybie awaryjnym da radę skleić kadrę na nowo i jeszcze coś z nią osiągnąć?


<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót z meczu Algieria-USA

Drugim zespołem z grupy C który awansował do dalszej fazy gier była oczywiście Anglia, która z największym trudem poradziła sobie ze Słoweńcami (2:1). Fabio Capello dokonał niemałych roszad w składzie i już nie odważył się próżnować i paradować radośnie przed mediami. Klęska bardzo wstrząsnęła Włochem, który z miejsca wystawił do meczu ze Słowenią odmienioną jedenastkę, jakby karząc niesforne gwiazdy. Poniekąd jednak to też jego wina, ale - jak mawiają - hipokryzji nigdy za wiele. Drabinka turniejowa ułożyła się korzystnie dla Algierczyków, którym przyjdzie zmierzyć się z inną nadzieją Afryki, wypełnionym po brzegi gwiazdami zespołem Ghany. Skarconych Wyspiarzy czeka zaś jak zawsze elektryzująca potyczka z Niemcami, która z pewnością będzie niemało emocjonująca. Piłkarze Capello awansowali z grupy rzutem na taśmę i zrobią wszystko, by odkupić stracony w grupie honor.  


Z czasem dobiegła końca faza grupowa Mundialu. Z turniejem zdążyli się już pożegnać m.in gospodarze imprezy oraz częściowo faworyzowane zespoły jak Japonia, Paragwaj czy Serbia. Włosi i Francuzi w imponującym stylu przełamali swój impas i awansowali ze swoich grup. Ci drudzy mogą być ewentualnymi rywalami Algierczyków, jeśli pokonają groźną Koreę Południową. Turniejowa drabinka skazała wielu faworytów na stoczenie między sobą rywalizacji już w tak wczesnej fazie gier, co może sprawić że cały Mundial będzie jeszcze ciekawszy. Pojedynki takie jak wspomniany mecz Niemców i Anglików czy też spotkania Włochy-Holandia, Hiszpania-Brazylia czy Argentyna-Urugwaj mogą ekscytować fanów na całym świecie i bez wątpienia dostarczą wielu piłkarskich emocji na najwyższym poziomie. Może to i dobrze, dzięki temu Algieria jest w cieniu. "Niech sobie faworyci grają swoje wielkie mecze" - macha ręką na spotkania najwyższej rangi zwycięski Miura - "Mnie cieszy że w spokoju możemy przygotowywać się do najcięższego bodaj znanego w świecie futbolu wysiłku i stresu jakim są mecze w fazie pucharowej Mistrzostw Świata. To niebywały komfort[...]Ghana? Bardzo mocny team, z pewnością czeka nas męcząca przeprawa. Ale nie na darmo wygraliśmy grupę, żeby teraz pasować" - zapewnia selekcjoner - "Trzeba iść za ciosem, taka szansa z pewnością nie powtórzy się w przeciągu najbliższych czterech lat. Nie pozostaje nic innego jak dać z siebie 150 procent." - kończy optymistycznie, jak zawsze udając się na końcu do szatni swojego zespołu. A w jakim nastroju będzie się udawał już po spotkaniu z gwiazdorami z Ghany? Czas pokaże.


REJESTRACJA lub LOGOWANIE
-To co panowie, idziem na to piwo? -Niee bo nam Allah wpier...


Kooniec.


__
Słaby mecz to i krótki opis. Ale jest. ;)
Łał, czytając te powyższe, jestem wdzięczny niezmiernie. Daje kopa ;) Chociaż aktualnie mam po prostu mało samozaparcia żeby regularnie pisać. Ale wszystko mam rozegrane i jak pisałem ostatnio niewiele zostało do końca pierwszej części przygód Miury. Dzięki wielkie raz jeszcze ;) Do następnego.

Sincerely,
Anjin Miura  



« Ostatnia zmiana: Marzec 14, 2012, 21:39:59 wysłana przez Anjin Miura »
" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #15 dnia: Marzec 18, 2012, 10:35:35 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...część siódma wieści z RPA vel Afryki Południowej, a w nich pojedynek mężnych Lisów z Algierii i czarnych...Czarnych z Ghany w 1/8 finału Mundialu...


Dzień po skończeniu trwającej blisko dwa tygodnie fazy grupowej Mundialu rozpoczęły się dalsze, prowadzące już bezpośrednio do strefy medalowej rozgrywki pucharowe. Bezlitosna zasada jednego meczu mogła wyeliminować grających ze sobą faworytów juz w 1/8 turnieju. Innych - jeśli by za długo nie byli w stanie dać sobie rady - wymęczyć do cna w kolejnych minutach dogrywki i poszarpać nerwy w serii rzutów karnych. Dwudziestego szóstego czerwca zaczął się więc morderczy maraton po medale i tak aż do 11 lipca, gdy na Soccer City Stadium rozegra się wielki finał. Najpierw jednak trzeba wygrać jeszcze trzy spotkania w turniejowej drabince. Maraton rozpoczęli Francuzi, którzy na Nelson Mandela Bay Stadium w Port Elizabeth gładko przejechali się po groźnych jak zawsze Koreańczykach 3:1. Karim Benzema nie miał dla Tygrysów Azji litości, a zdobywając bramki numer pięć i sześć na turnieju zagwarantował Tricoloers grę w ćwierćfinale i znalazł się na drugim miejscu w klasyfikacji strzelców Mundialu (1. Liedson - 7 goli). Mecz pary numer 1 jest o tyle ważny, że jej zwycięzca (a więc Francja) będzie rywalem Algierii lub Ghany, które tego samego dnia mierzyły się w walce o najlepszą ósemkę turnieju na murawie Royal Bakofeng Stadium w Rustenburgu. W obozie Lisów względny spokój, chociaż stawka wysoka jak nigdy. O wiele większa presja i odpowiedzialność spoczywała na Ghanie, z góry namaszczonej na bohatera Kontynentu. Toteż mimo totalnej dominacji Algierzcyków w grupie C faworytem gry pozostała Ghana, "Czarne Gwiazdy" Afryki i jej nadzieja na upragniony medal. Los chciał, że dwie najsilniejsze ekipy z Czarnego Lądu (choć jedna jest w sumie biała) zagrają ze sobą tak wcześnie i jedna z nich o medalu będzie mogła sobie pomarzyć. Kwestią otwartą pozostało to, czy będzie to zespół ochrzczony mianem czarnego konia turnieju, czy też zespół będący zbiorem czarnych gwiazd (wiem, rasista ze mnie), w którym cała Afryka (prawie) pokłada swoje nadzieje. Oprócz wstawienia do składu Mehdiego Lacena Miura nie poczynił żadnych zmian, tak jak i Milovan Rajevac który desygnował najmocniejszą jedenastkę Ghany. Walkę czas zacząć.


Oczekiwania co do spotkania, na płaszczyźnie tak sportowej jak i ponadsportowej były ogromne. Pojedynek reklamowany jako starcie dwóch Afryk - tej arabskiej i tej czarnej żywo emocjonował wielu ludzi i chyba jedynie na płaszczyźnie ponadsportowej może być uznany za spełniony. Sportowo zawiódł i to zdecydowanie. Jakby jakaś magiczna siła (albo widmo Francuzów w ćwierćfinale) związało zawodnikom nogi. Może to po prostu stawka, dla grających tutaj reprezentacji dotąd de facto niewyobrażalna. Ciężko ocenić. Przewagę w posiadaniu piłki mieli Algierczycy, którzy właściwie z reguły starali się trzymać rękę na pulsie. Czasami i to nie wystarczało w obliczu indywidualnych popisów Quincy'ego Owusu-Abeye czy Asamoaha Gyana - tym z kolei zabrakło skuteczności. Czarne Gwiazdy jakby nie miały mocy (albo sposobu) na grających solidnie, acz bez błysku Algierczyków. Kreowany na supergwiazdę Ghany Kevin-Prince Boateng na murawie znalazł sie dopiero w drugiej połowie i również nie zmienił sytuacji. Słabo zagrała formacja defensywna Ghany, która ledwo niepokojona miała ogromne problemy z odparciem jakiegokolwiek naporu. A powody do niepokoju były, bo boki obrony były raz po raz napierane przez Boudebouza i Lacena, którzy szukali okazji do zacentrowania piłki i zagrożenia bramce Sammy'ego Adjeia. Sytuacje bramkowe były, jednak ani Karim Ziani, ani Rafik Djebbour nie potrafili ich należycie wykorzystać. Oprócz tej jednej, zwycięskiej, z trzydziestej minuty, która właściwie świetnie oddaje przebieg całego spotkania. Nieudaną centrę Boudebouza na oślep wybija z pola karnego John Mensah. Walkę o nią w okolicach 40 metrów od bramki wygrywa ponownie niezmordowany w tym turnieju Yazid Matmour, który niedokładnie zagrywa ją do przodu. Tam, ponownie z pomocą szczęścia futbolówkę odbiera Hassan Yebda, zagrywający szybko w uliczkę do rzecz jasna głupio niepilnowanego Djebooura. Jeszcze tylko celny strzał i...Algieria w ćwierćfinale!

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót z meczu Algieria-Ghana


Czy jest sens wspominać o czymś jeszcze? Do wyczynów Gyana, Owusu-Abeyie czy Boatenga zdążyliśmy już przywyc. Na nic jednak bajeczna technika i efektowne kiwki, gdy bramek nie ma. Lounes Gaouaoui wreszcie zachował czyste konto, choć to raczej zasługa Bougherry i spółki, która bezbłędnie tamowała ataki Ghańczyków, pozwalając im na oddanie ledwie czterech uderzeń na swoją bramkę. W  porównaniu z dwunastoma strzałami Lisów to w sumie mało. Ale i wynik 1:0 nie jest najlepszy. "Żal mi tych okazji, mogliśmy spokojnie wygrać mecz już w pierwszej połowie" - jak zawsze z reporterem algierskiej telewizji rozmawia łamanym francuskim Miura po meczu - "Jakoś tak nie szło to wykończenie, chociaż grę zdominowaliśmy. Naprawdę dobrze zagrała za to obrona, która świetnie wygasiła gwiazdy przeciwnika. Najważniejszy jest zresztą awans." - pociesza się selekcjoner po chwili dodając - "Francja? Hmm...oczywiście że nie będzie łatwo, ale kto powiedział że tak jest w ćwierćfinale Mundialu, ha? Tu nie ma miejsca dla słabych ekip, a skoro gramy dalej to taką nie jesteśmy. Na pewno tanio skóry nie sprzedamy...:D" Te i jeszcze inne słowa można było usłyszeć po meczu. Mecz meczem, turniej turniejem - Francja zagra z Algierią. Mecz tyleż ciekawy sportowo, Francuzi wybudzeni z letargu kontra rozbudzeni sukcesami Algierczycy, co i ponadsportowo, o czym przeciętny ludek może wiedzieć z historii współczesnej, czy chociażby wiadomości. Emocje jeszcze raz sięgną zenitu, ale czy tak samo będzie z grą?


Kolejne dni to gry reszty kandydatów to zwycięstwa, bardziej i mniej przewidywanych. Zaprzeczyć nie można, że działo się. Po prostu się działo. Nazajutrz po wygranych Francji i Algierii kolejne zwycięstwo odnotował Boski Diego, a co jeszcze ciekawsze, na nogach stanęli Anglicy. Odświeżona i przestawiona jedenastka Wyspiarzy stała się naprawdę groźna. Zabiegała na śmierć jak zawsze świetnie dysponowanych Niemców i pokonała ich czysto niemiecką bronią - zdobyciem gola w dziewięćdziesiątej minucie. Bohaterem narodowym okazał się dotychczas rezerwowy James Milner. Kolejne dwa starcia dzień później - w "starciu maluczkich" Słowacja zagryzła Kamerun w dogrywce, a Portugalczycy wypunktowali Chilijczyków Marcelo Bielsy. I jeszcze jeden dzień i dwa chyba jeszcze bardziej ekscytujące pojedynki. Włosi nie poszli w ślad Francuzów i wciąż nie wyszli z przedturniejowego kryzysu, chociaż i rywal był o wiele trudniejszy. Arjen Robben i spółka odesłali Włochów do domu, chociaż napracować się musieli. Na całej linii zawiedli zaś Mistrzowie Europy. Hiszpanie nie mogli odnaleźć się na boisku, coś nie wypaliło. Z Brazylijczykami było w sumie całkiem podobnie. Mętny mecz zakończył się niemrawym zwycięstwem Canarinhos, którzy jakimś cudem jeszcze grają w tym turnieju. Tym sposobem jesteśmy już w ćwierćfinałach, które rozpocznie mecz, de facto niemal święta wojna między Francuzami i Algierczykami. Po nim jeszcze jedna w historii batalia z serii Anglia kontra Argentyna. Portugalia i Słowacja - może brzmi to niepozornie, ale oba zespoły dotarły tutaj w niezłym stylu i mogą zaprezentować niezłe widowisko. A na koniec Holendrzy podejmą Brazylijczyków. Wszystkie te zespoły stoją więc u wrót strefy medalowej Mundialu, o krok od zapewnienia sobie na stałe miejsca w futbolowej historii. Kto będzie tym szczęśliwcem? Wszystko już następnym razem.



Koniec

___
Znowu słaby mecz :( Znaczy, grałem to dawno temu i nagrywałem, teraz tylko opisuję. Fakt, tam się męczyłem niemożliwie. Ale to już ćwierćfinał. W sumie tak myślę, niedługo część druga, klubowa ;) Jeśli ktoś ma jakieś fajne propozycje na kluby to możecie podać, chociaż mam paru swoich faworytów i zrobię z tego pewną, historyjkę ;) Ale dawać, zawsze to będzie jakaś świeżość, jakiś pomysł. Tylko wiecie, ja mocnych teamów nie lubię.


Sincerely,
Anjin Miura


" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline pawlodar_10

  • Były członek Załogi
  • *
  • Join Date: Sty 2009
  • location: Warszawa
  • Wiadomości: 2837
  • Dostał Piw: 50
  • Na forum od: 24.01.2009r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #16 dnia: Marzec 18, 2012, 14:12:22 »
Chciałbym zobaczyć statystyki tych twoich grajków. Pewnie nie są jakieś zniewalające, a idzie ci całkiem nieźle :) Zdominowałeś Ghane, teraz czeka cię mecz z silną Francją. Dochodzi tu też motyw historyczny, więc będzie na pewno ciekawie. W turnieju nie ma na razie jakichś wielkich niespodzianek, wszystko idzie zgodnie z planem, faworyci nie zawodzą.
" border="0
Only the dead have seen the end of war.

Offline Anjin Miura

  • Trampkarz
  • *
  • Autor wątku
  • Join Date: Gru 2011
  • location:
  • Wiadomości: 42
  • Dostał Piw: 5
  • Na forum od: 12.12.2011r.
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #17 dnia: Marzec 20, 2012, 16:38:27 »

Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni...

...opatrzony numerem ósmy odcinek serii, poświęcony lekcji historii francusko-algierskiej ale i także najlepszym z najlepszych w historii algierskiego futbolu zawodnikom i najbardziej niewdzięcznym k**** jego mać związku piłkarskim w historii historii...historii

Na fetowanie historycznego awansu do ćwierćfinału afrykańskiego czempionatu zwycięskie Lisy i zapracowany selekcjoner nie mieli, pomimo paru dni wolnego, dostatecznie dużo czasu. Zaraz po wyeliminowaniu Ghany i uzyskaniu awansu cała drużyna powróciła do swej głównej bazy w Polokwane, gdzie kadra szkoleniowa wraz z bankiem informacji miały przygotować optymalną taktykę do starcia ćwierćfinałowego. W parze numer jeden tej części czempionatu Algierczycy mieli się zmierzyć z Francuzami. Napięcie wywoływane przez owy pojedynek było więc niewyobrażalnie wielkie; nie pierwszy bowiem i nie ostatni raz w parze z rywalizacją sportową idą zadry z przeszłości i burzliwe relacje. Ich początek między dwoma ćwierćfinalistami można odnaleźć gdzieś w XIX wieku, gdy w czasach kolonizacji i podboju Afryki ówczesna Algieria łatwo padła łupem swojego europejskiego sąsiada zza Morza Śródziemnego. Bądź co bądź stanowisko francuskie wobec Algierii było nieco inne w przeciwieństwie do innych kolonii, gdzie aktywnie prowadzono politykę asymiliacji ludności i promowania francuskiej imigracji. Przez kolejne dekady Algierczycy uzyskali pewne prawa m.in otrzymali pełnoprawne obywatelstwo francuskie - jak okazało się w XXI wieku było to mieczem obosiecznym. Taki stan rzeczy miał miejsce aż do roku 1954, gdy Algierczycy wywalczyli sobie niepodległość, wypierając Francuzów w krwawej wojnie domowej. Nie zmieniło to faktu, że po obu stronach Morza Śródziemnego wciąż silne były pozostałości po dawnej relacji. Zarówno w licznej mniejszości algierskiej we Francji, jak i silnych wpływów i dominacji języka francuskiego w Algierii. Stąd też wielu Algierczyków nierzadko wybierała emigrację do Francji w miejsce "życia" w biednym i słabo zorganizowanym państwie algierskim. Echa tych wydarzeń widać do dziś, jak już wspomniano. Nadchodzący mecz oprócz rozstrzygnięcia sprawy awansu do strefy medalowej miał być więc jeszcze jednym starciem między Francją i Algierią, jakby dogrywką za zaszłości historyczne. Gdy więc obie jedenastki zameldowały się na płycie Nelson Mandela Bay Stadium w Port Elizabeth, nie każdy (lub może mało kto) zwracał uwagę na aspekt czysto sportowy. Należało jedynie dokopać swojemu odwiecznemu wrogowi, byle mocniej, żeby tylko udowodnić swoją wyższość. Cóż, tak to już w piłce bywa. Zamiast jednak zajmować się kwestiami niezwiązanymi z piłką (politolog to ze mnie nie jest) warto by skoncentrować się na spotkaniu, które w sumie było zgoła niezłe i mogło dostarczyć emocji.


Pierwsza połowa gry w wykonaniu Lisów była naprawdę dobra. Nie pozwolili się pożreć wyżej notowanym rywalom i postawili twarde warunki, głównie w środkowej strefie boiska. Karim Ziani próbował postraszyć Hugo Llorisa to uderzeniem z drugiej linii, to rozegraniem piłki z którymś z partnerów. William Gallas rozgrywał jednak niezłe zawody, pewnie sterując swoimi kolegami z formacji defensywnej. W paru przypadkach Boudebouz ubiegł Clichy'ego i zdołał zacentrować piłkę w pole karne rywali - niestety bez efektów. Próbowali i Francuzi, choć w pierwszej połowie Madjid Bougherra nie dał zabłysnąć gwiazdorowi monachijskiego Bayernu, Franckowi Ribery'emu. Starogwardziści Anelka i Henry również nie mieli pomysłu na przełamanie algierskiego muru. Pierwsza połowa, bardzo wyrównana, w której oba zespoły stwarzały zagrożenie mogła się podobać. Szybka, dynamiczna, z groźnymi akcjami i nieustającymi próbami zdobycia bramki. Popis gry obronnej dali jedni jak i drudzy, zarówno obrońcy jak i bramkarze. Zabrakło jedynie decydującego przełamania, które mogłoby zadecydować o losach meczu. Fani po obu stronach od samego początku nie oszczędzali gardeł, gotowali się niemiłosiernie w oczekiwaniu na pierwszy, skuteczny cios. Po czterdziestu pięciu minutach ciekawej walki Yuichi Nishimura odgwizdał koniec pierwszej połowy gry. Jeszcze tylko krótka rozmowa w szatni i wracamy do gry.


Początkowo sytuacja po zmianie stron wydawała się być bez zmian i w sumie była, do 55 minuty. To jedno z tych spotkań, gdzie jeden błąd przesądza o wszystkim. I tak właśnie się stało. Rajd prawym skrzydłem przeprowadził, dość niespodziewanie, zawodowy awaturnik, ale i świetny napastnik Nicolas Anelka. Tym jedynym razem Nadir Belhadj nie dał rady zatrzymać groźnej akcji, co skończyło się fatalnie. Płaskie dogranie do również niespodziewanego w tym miejscu Ribery'ego - gwiazdorowi Bawarczyków nie pozostaje nic innego jak wtrącić piłkę między słupki bezradnego bramkarza Lisów i uszczęśliwić miliony Francuzów na trybunach i poza nimi. Jedną bramkę w sumie da się odrobić. Tym razem jednak niepewność zaczęła panoszyć się w szeregach Algierczyków i w sumie wystarczyło jej dziewięć minut, żeby spętać i utopić wielkie nadzieje Lisów w morzu niespełnionych marzeń. I jeszcze raz głupi błąd, złe odegranie piłki do tyłu w wykonaniu Hassana Yebdy, być może jedyny ewidentny dotąd błąd Algierczyków w tym spotkaniu. Jedyny, lecz kosztujący tak wiele. Piłkę sprytnie przechwycił czychający na tego typu wpadki snajper Królewskich, Karim Benzema. Na codzień etatowego atakującego Realu dogonić nie sposób, ten pociągnął z futbolówką u nogi jeszcze z 30, może 35 metrów i podwyższył wynik na 2:0. Niewyobrażalna euforia udziałem fanów Tricolores, niewyobrażalny żal zaś udziałem kibiców Lisów. Prowadzenie mogło zamienić się w pogrom po kolejnym błędzie obrony, acz Anelka spudłował w chyba tylko dla siebie zrozumiały sposób. Skarceni Algierczycy natychmiast wzięli się za rewanż na francuskiej obronie, co poszło wyjątkowo gładko. Dwójkowa akcja Rafika Saifiego i pechowego Yebdy zakończyła się kontaktowym trafieniem drugiego, które przedłużyło nadzieje Lisów na odrobienie strat. Los chciał, by na nadziejach się skończyło. Lisy przycisnęły niemiłosiernie, acz nic nie chciało wpaść. Strzał głową Rafika Halliche'a trafił nawet w poprzeczkę, ale za nią punktów nikt nie daje. Zgłodniałe sukcesu Lisy musiały obejść się smakiem, a starzy wyjadacze znad Sekwany jeszcze raz w swojej historii zagrają w fazie medalowej Mundialu. W tak bolesny i dla wielu Algierczyków upokarzający (dziwne, bo sportowo było dobrze) sposób ekipa prowadzona przez działającego w roli strażaka Anjina Miurę pożegnała się z afrykańskim czempionatem.

<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=register">REJESTRACJA</a>&nbsp;lub&nbsp;<a href="http://forum.pesleague.pl/index.php?PHPSESSID=4ededa0f61199a9f363b3380698189c8&amp;action=login">LOGOWANIE</a>
Skrót z meczu Algieria-Francja


Gdy zawodnicy zeszli już z murawy i losy awansu stały się jasne, emocje pozasportowe nie opadły. Tym razem wyraźnie niezadowolony Miura niechętnie rozmawiał z równie zasmuconym dziennikarzem algierskiej TV: "Ja rozumiem że mecz z Francją to dla Algierczyków sprawa honoru, ale najwidoczniej więcej się nie dało zrobić. Ja starałem się wykonać swoją pracę najlepiej jak tylko się dało, więcej na swoją obronę nie mam." - żalił się selekcjoner, ale to wcale nie koniec żali i goryczy - "Równocześnie dziękuję związkowi jak i Algierczykom za udzielone mi wsparcie w budowie tego zespołu, nieustająca krytyka zawsze jest bardzo pomocna w takich sytuacjach - dodał ironicznie, kontynuując przydługi wywód - "Wielkie wyrazy wdzięczności kieruję jedynie w stronę zawodników, którzy od początku wierzyli w mój plan i jak widać nie wyszli najgorzej. Chociaż, awans do strefy medalowej było o krok...Co dalej?" - pyta retorycznie Miura na pytanie o swoją przyszłość w Algierii - "Najpewniej jej nie mam, patrząc na opinię środowiska sportowego na mój temat. Nie lubię być zgryźliwy i wredny ale muszę, z takim wsparciem kibiców na chociażby kolejny awans na Mundial Algierczycy poczekają jeszcze długo. To smutne, bo piłkarze są naprawdę utalentowani - na takiego Ryada Boudebouza rzuci się pewnie pół Europy - acz atmosfera wokół kadry nie jest dobra. W skrócie czekam jedynie na wypowiedzenie ze strony Związku, albo sam odejdę. Nie twierdzę że jestem dobry w trenowaniu, ale najgorszy też nie, kto by stawiał na to że rozjedziemy Anglików w fazie grupowej?" - wraca do żalenia się odchodzący selekcjoner - "No właśnie, nikt oprócz mnie i samych zawodników. Zresztą, pomimo to nikt w nas nie wierzył. Sorry, nie jestem niewolnikiem ani psychologicznym tytanem - z takiej pracy mało przyjemności. Choć z takimi kopaczami warto pracować i będzie mi ich brakować. Po Mundialu musicie znaleźć kogoś nowego. Zawodnicy na pewno sobie poradzą, to twardzi ludzie, udowodnili to w tym turnieju. Ja?" - i to już ostatnie pytanie algierskiego prezentera do architekta mundialowego sukcesu - "Może znajdę jakąś pracę w Europie, może nie...czas pokaże. Na pewno chciałbym coś na Starym Kontynencie osiągnąć. Tymczasem, bywajcie. Jeszcze raz dzięki dla piłkarzy i tych kibiców którzy wspierali mnie od początku do końca, to zawsze dawało nam ogromnego kopa. Bez tego nie byłoby chociażby jednego punktu w turnieju." - tak też zakończyła się przygoda Miury z reprezentacją Algierii. Szkoleniowca po meczu bronili również jego byli już zawodnicy, na czele z kapitanem - Yazidem Mansourim - "Mało kto zaufał ściągniętemu w ostatniej chwili trenerowi, który jeszcze nas poskładał i stworzył z nas silną ekipę. Zamiast wspierać go coraz bardziej, kibice czyhali na byle potknięcie żeby się powymądrząć i wyśmiać. To super że mogliśmy pracować z takim fachowcem. Moglibyśmy osiągnąć jeszcze więcej, na przykład wygrać kolejny Puchar Narodów Afryki ale...najwyraźniej już po wszystkim. Miura na pewno znajdzie sobie pracę w topowym europejskim klubie i szczerze życzymy mu tego my, jego podopieczni. To był niesamowity turniej i przygoda na całe życie." Przygoda faktycznie ciekawa, a i sukces historyczny bo Algieria znalazła się w elitarnym gronie ośmiu najmocniejszych reprezentacji w światowym futbolu i to nie z byle przypadku, a po serii niezłych spotkań. Rzec by można w powszechnym dziś już języku angielskim, "Quite impressive", acz jak śpiewają zawsze pod wpływem trubadurzy znam Wisły "Nie poradzisz nic bracie mój, gdy na tronie siedzi c***. I tym optymistycznym akcentem zakończmy wreszcie przygody Anjina Miury z reprezentacją Algierii. Następnego dnia, zgodnie z zapowiedziami i przewidywaniami, w atmosferze krzyku i rozgoryczenia po porażce Miura został zwolniony ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Algierii.



Koniec przygody rewelacyjnej Algierii Mundialu jednak nie kończy. Najciekawsza i najważniejsza faza medalowa wciąż przed nami, ale najpierw trzeba wyłonić jej uczestników. Poziom spotkań ćwierćfinałowych w porównaniu ze wcześniejszymi wcale nie spadł i w sumie obejrzeliśmy cztery (włącznie z meczem Algierii i Francji) bardzo ciekawe spotkania. Drudzy sensacyjni obok Algierii Słowacy aż do 79 minuty utrzymywali bramkowy remis z Portugalczykami i straszyli Rui'a Patricio raz po raz, dopóki rewelacyjny na tym turnieju Liedson nie pokonał dwukrotnie Jana Muchy i przesądził o losach awansu. Kolejna, mająca równie ciekawe tło historyczne jak pierwsza para rywalizacja Anglików i Argentyńczyków zakończyła się wielką angielską wiktorią. Media na Wyspach ponownie obwołały odrodzonego Wayne'a Rooney'a zbawicielem kadry, który zdobył decydującą bramkę i sponiewierał obronę Albicelestes. Kreowany na futbolowego boga Leo Messi został dosłownie zneutralizowany przez Rio Ferdinanda. Jeszcze więcej emocji w wykonaniu Canarinhos i Oranje. Dopiero dogrywka i zwycięskie trafienie Alexandre Pato zapewniło podopiecznym Dungi awans do upragnionego półfinału. Właściwie to był dopiero pierwszy naprawdę dobry mecz Brazylijczyków, którzy dotychczas z największym trudem radzili sobie w turnieju. Podobnie jak Anglicy jednak odżyli, odzyskali typową dla siebie magię, polot, no i bestialską skuteczność. Pary półfinałowe zapowiadają się więc niemal bajecznie: Z jednej strony skuteczni do bólu Francuzi i finezyjni Portugalczycy, ale i starcie najlepszych dotąd snajperów turnieju - Benzemy i Liedsona. Z drugiej zaś przebudzone z letargu Anglia, która ani myśli już o lekceważeniu przeciwników i typowej dla siebie dumie kontra wielka niewiadoma - Brazylia prowadzona przez Dungę, raz grająca przysłowiową padakę, raz nie dając chwili wytchnienia swoim przeciwnikom. Gra o medale Mundialu będzie więc jak zawsze pasjonująca...

Koniec.


__
Okej, będzie jeszcze odcinek dziewiąty, krótki, poświęcony końcówce Mundialu. A niedługo druga część serii, o wiele oczywiście dłuższa, czyli Miura w jakimś klubie :D To też będzie w sumie długa historia. Dlatego tematu mi nie zamykać, bo wejdzie jeszcze jedna część, a potem nie kasować tylko zamknąć i zarchiwizować. Byłoby bez sensu gdyby to skasowano, bo historia straciłaby sens.

To tyle. Dzięki wszystkim. Głównie pawlodarowi_10 za regularne wsparcie, to je dobre. Niewypowiedzianie wdzięczny jest'm ;) Zapamiętam. Druga część więc w czasie najbliższym, a podsumowanie Mundialu to sekunda, także dzisiaj/jutro powinno być. Dobra, koniec paplania. Dzięki i zapraszam do łokienka ze szybko odpowiedzio...ja jebie ale ze mnie reklamiarz ;D

Sincerely,
Anjin Miura
" po co jest moensienmgladbach to jakis cyrk"

"przecież nie będę każdej kolejnej wersji trzymał na kompie jak każda kolejna jest lepsza od poprzedniej"

Offline pawlodar_10

  • Były członek Załogi
  • *
  • Join Date: Sty 2009
  • location: Warszawa
  • Wiadomości: 2837
  • Dostał Piw: 50
  • Na forum od: 24.01.2009r.
    • Status GG
  • Gram w: PES 2013
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #18 dnia: Marzec 21, 2012, 17:17:16 »
Można było się spodziewać takiego wyniku, po tym jak napisałeś wcześniej, że nie wygrasz turnieju :) W sumie szkoda, że nie udało ci się powtórzyć wyniku Senegalu z 2002, tam też w meczu z Francją dochodziły aspekty pozasportowe.

Co do samego spotkania to sądząc po skrócie ten bramkarz taki trochę niewypał :) Do tego dochodzi świetne francuskie trio w ataku i żegnasz się z mistrzostwami. Szkoda, że po takim sukcesie nikt ci nie podziękował, tylko zostałeś wyrzucony. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, Anjin pokazał się światu i teraz czeka praca w jakimś mocnym klubie.
" border="0
Only the dead have seen the end of war.

Offline Nederland

  • Piłkarz B klasy
  • **
  • Join Date: Lut 2010
  • location:
  • Wiadomości: 198
  • Dostał Piw: 23
  • Na forum od: 06.02.2010r.
    • last.fm
Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #19 dnia: Marzec 24, 2012, 12:20:28 »
Będzie to podsumowanie?
" border="0

TWOJA LIGA Pro Evolution Soccer

Odp: [#1]Anjin Miura's Stories: Lisy Pustyni (Mundial 2010)
« Odpowiedź #19 dnia: Marzec 24, 2012, 12:20:28 »