część druga Mój poranny rytuał jest najlepszy. „Dzień Świra” normalnie. Gdy wstaję, nikogo przeważnie nie ma już w sypialni. Anka opanowała trzygodzinny system spania, a Herkules – mój pitbull – jak wyczuje otwarcie lodówki, to od razu czmycha na dół. Więc tak: poprawiam łóżko, rozciągam się, biorę niedopitą herbatę i budzik. Zanoszę to do kuchni i witam się z rodzinką. Potem idę do kibla na „posiedzenie rządu”. Chwilę później wpieprzam już jajka. Następnie poranna toaleta, modlitwa i ubieranie (które trwa u mnie niecałe pięć minut) i do garażu. Tam zamiast mustanga czeka na mnie stara, srebrna corsa. Life is great. Biorę ze sobą młodego (Piotrek, mój 7-letni syn, pierwszoklasista) i po drodze zawożę go na trening (jest w młodzikach).
Dobra, dość już tego horroru. Do 17 jestem w robocie, potem szybki powrót do domu i po osiemnastej siedzimy już całą drużyną w „szatni”. Jest to pusty lokal nad miejscowym sklepem niedaleko naszego stadionu. Nie mam nawet pojęcia, czy któryś z chłopaków dbał o trawę w zeszłym tygodniu, bo trenowaliśmy na naszym bocznym boisku, który jest… w lesie, niedaleko stawów. Komary nieraz mocno tną.
Ja jestem „Il Capitano”, więc mówię Wiesiowi (trener, lat 60, nauczyciel WF w naszej szkole, genialny taktyk… no dobra, porządny człowiek, to wystarczy):
- Może Ajak nie zagra? Wczoraj miał nockę…
- Dobra. To Młody – odpowiada błyskawicznie coach.
I tak oto sezon 2014/2015 zaczęliśmy z debiutantem na prawej obronie. Ajak jednak po nocce nie dał by się tyle razy ograć, co Młody. Aha, graliśmy z Dragon’s Jędrzejów. 1.kolejka. Wynik: 4:3 dla nas. Strzeliłem z wolnego (z całej siły, bramkarz nawet nie próbował interweniować) oraz z akcji, którą sam przeprowadziłem, bo defensorzy z Jędrzejowa byli wczorajsi. Mecz w poniedziałek, kto to wymyślił?
Tak właściwie to z wszystkim jadę na opak. Powinienem przedstawić wam na początek naszą kadrę. No to lecimy:
Bramkarze:Baca – lat 36, górnik, ma niesamowitą krzepę i nieźle nawet broni.
Daniel – awansował z juniorów starszych, nie znam go.
Obrońcy:Ajak – ratownik medyczny, prawy obrońca, super kumpel. Człowiek renesansu, nie?
Młody – już nie taki młody, ale prawie go nie znam. Dziwak, a do tego mistrz od głupich błędów na boisku.
Tygrys – czterdziestka na karku, trzy córy, no ogólnie ciężkie życie. Z tyłu czyści wszystko, oddał mi opaskę kapitańską na ten sezon.
Antek – nie ma pseudonimu, jeden z moich najlepszych kumpli. Stoper. No, prawie.
Duży – 170 cm żywego człowieka, mega szybki, lubi sobie lewą stroną przebiegnąć wszystkich, a potem założyć siatę bramkarzowi.
Dawid – rezerwowy, od roku z seniorami. Kolejny młody, za dużo o nim powiedzieć nie mogę.
Szymon – patrz wyżej.
Pomocnicy:Adaś – jego lubią wszyscy. Budowlaniec, normalny gość i bardzo dobry przyjaciel. Defensywny pomocnik.
Makiwara – mój najlepszy przyjaciel. Były gracz Hutnika, ale jego karierę przerwało… więzienie. O nim jeszcze będzie dużo mówione.
Krzysiu – po prostu przeciętniaczek. 26 lat, żona, małe dziecko, dom na kredyt. I oczywiście środkowy pomocnik.
Ciotka – prawy pomocnik, chyba najlepszy technik na boiskach „C” klasy. Bardziej wyluzowanego człowieka nie znam.
Lukas – to ja. Wiem, głupia ksywa.
Tomek – syn prezesa, gra na lewej pomocy. Bardziej przeszkadza niż pomaga.
Halina – ksywka od jego długich włosów. Drybler pierwsza klasa. „C” klasa.
Napastnicy:Spajder – zwany też Łysym. Napastnik, który bardziej od strzelania goli woli robić sobie w szatni z wszystkiego jaja.
Marcin, Artur, Kuba – po 19, 20 lat. Młode wilki.
Dopełnieniem naszej kadry jest oczywiście Prezes. Zdzichu. Nasz największy kibic, płaci nam najczęściej miłym słowem, rzadziej alkoholem.
Wystarczy na teraz, bo jeszcze zaśniecie.