Odcinek 1: Historia Jamesa Martineza - „Panie prezesie, to mój raport na temat Jamesa Martineza. Mam nadzieję, że się panu spodoba.”
„James Martinez to 20 - letni Kolumbijczyk, grający w drużynie "Millonarios FC" od 7 roku życia. Już w wieku 16 lat był łączony z takimi klubami jak A.C Milan czy Real Madryt. Niestety, trzy lata temu przeżył wielki wypadek, co uniemożliwiło mu dalszych kroków w jego karierze. W samochód, w którym siedział chłopak wraz z jego tatą, wjechała ciężarówka, która zabiła jego ojca. Nastolatkowi na szczęście udało się wydostać z samochodu, jednak z dużymi obrażeniami, które nie pozwoliły mu wrócić do piłki. Lekarze przewidywali, że jeżeli chłopak będzie kiedyś chciał chodzić, będzie musiał zrezygnować z piłki na zawsze. Na szczęście rehabilitacja przeszła na tyle zgodnie z planem, że chłopak mógł wrócić do piłki już w zeszłym sezonie. Chłopak bardzo szybko powrócił do formy, a jego rozwojowi przestało wszystko zagrażać. Ostatecznie w zeszłym sezonie poszło mu na tyle dobrze, że został uznany najlepszym młodym piłkarzem ligi, strzelając 11 bramek oraz dając 7 asyst w 23 meczach. To wszystko wydaje się oczywiście nie możliwe do zrobienie, ale jednak jest prawdziwe i nie wiadomo, gdzie znalazłby się dzisiaj, gdyby nie ta kontuzja.”
- „Jestem naprawdę pod wrażeniem, jedyne co nam pozostaje, to się z nim skontaktować.”
<tymczasem w Bogocie>
Czas wstawać. Dzisiaj czekał mnie kolejny dzień, który spędzę tak samo jak każdy poprzedni i najprawdopodobniej każdy następny. Zapewne wszystko rozpocznę od kąpieli w cieplej wodzie. Następnie się przebiorę, a cały wspaniały ranek zamknie, jak na co dzień, idealnie zrobiony tost z szynką oraz ciepłą herbatą do tego. Południe rozpocznie się od małego treningu na siłowni oraz biegu na 5km. Zaraz po tym będzie obiad z matką oraz wujkiem, bez którego ten dzień nie może być idealny. Później w planie stoi trening zespołowy plus indywidualny ze specjalnym trenerem, który pomaga mi wrócić do idealnej formy. Cały dzień kończy się spotkaniem z kolegami z drużyny, na którym wypijemy z dwa lub trzy browarki, przy tym oglądając powtórki meczów. Dzień jak co dzień. Przynajmniej tak się to zapowiadało. Do chwili, gdy miał się rozpocząć trening drużynowy. Wtedy trener zabrał mnie na stronę, zadzwonił do jakiegoś kolesia z Hiszpanii, następnie podał mi telefon. Szczerze mówiąc, trochę mnie to zdziwiło, nie wiedziałem co powiedzieć. Jednak na szczęście, facet postanowił się pierwszy przedstawić.
- Dzień dobry, rozmawiam z Jamesem Martinezem?
- Tak, a kim pan jest?
- Nazywam się Alex Aranzabal, jestem prezesem hiszpańskiej drużyny, Eibar SD.
- Mógłbym wiedzieć, czemu mnie pan zaszczycił tym telefonem?
- Chcielibyśmy cię zaprosić na rozmowy w sprawie kontraktu.
- Co? O jaki kontrakt chodzi?
- Niech twój trener ci to wszystko wyjaśni, a my zadzwonimy w najbliższym czasie z pytaniem czy jesteś zainteresowany, dobrze?
- Jasne. Do widzenia.
Nie wierzyłem, co się przed chwilą wydarzyło. Tak z dnia na dzień wyskakuje do mnie taki Eibar z propozycją kontraktu. Trener mi wyjaśnił, że beniaminek z Hiszpanii zaczął mnie obserwować już w poprzednim sezonie, a podczas tego okienka transferowego złożyli ofertę za mnie wartą 500.000 euro. Jako że obie strony się ze sobą dogadały, przyszedł czas na rozmowy z samym piłkarzem, czyli ze mną. Po czym trener dał mi na dzisiaj wolne, żebym mógł to sobie wszystko wraz z rodziną przemyśleć. Po powrocie do domu, o wszystkim poinformowałem mojego wujka oraz matkę. Razem przemyśleliśmy to i podjęliśmy decyzje jeszcze raz tam zadzwonić, aby się upewnić oraz umówić na spotkanie. Po 5 minutach było już wszystko ustalony. Jeszcze dzisiaj wylecę wraz moim wujkiem do Hiszpanii. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to już jutro będę oficjalnym piłkarzem Eibaru SD, coś niesamowitego. Moja matka postanowiła zająć się pakowaniem moich rzeczy, abym ja mógł spokojnie pozałatwiać resztę moich spraw. Umówiłem się jeszcze ostatni raz na małe piwo z kumplami. Takie dobre pożegnanie, razem spędziliśmy miły wieczór, oglądając głównie mecze Eibaru. Bardzo podoba mi się ich styl gry, widać wolę walki u nich. Po powrocie do domu, wszystko już było gotowe. Na kolacje przygotowała mi mama moje ulubione danie, a mianowicie jej pizze. Po zjedzeniu jej odwiozła nas ona na lotnisko, jechaliśmy jakieś pół godziny i przyszedł czas na to najtrudniejsze, pożegnanie. Bardzo mocno przytuliłem się do matki, jej łzy zlatywały po policzku na moją koszulę, jednak się tym jakoś wtedy nie martwiłem. Ja za to próbowałem być twardy, chciałem ją trochę pocieszyć, mówiąc, że się nie długo w Hiszpanii zobaczymy. Mineło jeszcze jakieś 10 minut, po czym musieliśmy już wsiadać do samolotu.
W samolocie zajęliśmy miejsca o numerku „27” oraz „29”, między nami siedziała pani, która zamieniła się miejscami z moim wujkiem. Lecieliśmy jakieś 9 godzin i 30 minut, jednak czas minął bardzo szybko. Pewnie dlatego, że ¾ drogi przespałem. Obudził mnie wujek z informacją, że już dolecieliśmy do Madrytu. Ze stolicy Hiszpanii musieliśmy jeszcze dojechać busem do Eibaru, co trawało kolejne 8 godzin. Ostatecznie na miejscu byliśmy o 15:23. W klubie zameldowaliśmy się o 15:57, przed siedzibą stało wielu kibiców klubu. Wiedzieli, że dzisiaj zostanę zaprezentowany jako nowy zawodnik ich klubu, jednak najwyraźniej mnie nawet nie poznali. Pani w recepcjii zaprowadziła mnie do prezesa klubu, z którym miałem omówić mój kontrakt. Wszystko zajęło niecałą godzinę, od dzisiaj będę zarabiał 2.250 euro tygodniowo. Jako, że nie było już wiele wolnych numerów, wziąłem „28”. Dostałem pół godziny przerwy, po czym miała nadejść oficjalna prezentacja wraz z konferencją prasową. Czas minął niesamowicie szybko i nadeszła wreszczie konferencja. Odpowiedziałem na pare pytań:
1. Pytanie: Jak zareagowałeś, gdy dostałeś propozycje gry od Eibaru SD?
1. Odpowiedź: Nie sądziłem, że po mojej kontuzji, jeszcze się ktoś mną zainteresuje. Zdziwiłem się, jednak byłem zadowolony.
2. Pytanie: Kto jest twoim idolem?
2. Odpowiedź: Ciężkie pytanie. Myślę, że Ronaldinho.
3. Pytanie: Jakiś ulubiony klub?
3. Odpowiedź: Lubię Arsenal, Barcelonę. Będę musiał się przyzwyczaić do gry przeciwko nim.
Było ich trochę więcej, ale takie mniej ważne dla mnie. Następnie musiałem trochę pozować do zdjęć, wszystko minęło idealnie. Na stadionie pojawiło się 2 tys. ludzi, od których dostałem naprawdę duże oklaski. Po wszystkim pojechaliśmy do hotelu, w którym mieliśmy od klubu zarezerwowany pokój z numerem "11".