Laptop, telewizor, stream, TVP Sport, TVP2, livesports - dobry, czwartkowy maraton z polskimi drużynami w europejskich pucharach w roli głównej. Na skandynawskim streamie transmisja z Wrocławia, sportowy kanał Telewizji Polskiej to mecz Jagi, a troszkę później dochodzi Legia na wynikach na żywo, gdzie w razie gola wrzucam na "dwójkę".
Mniejsza o większość. Małe centrum transmisyjne zdało swoje zadanie, a to najważniejsze.
Zacznijmy zatem od Śląska. Mieli zostać pożarci. Sam spodziewałem się - optymista - powtórki z Helsingborga. A skoro bijemy do przeszłości, warto przytoczyć słowa drugiego trenera wrocławian, Pawła Barylskiego:
Moim zdaniem IFK Goeteborg to zespół lepszy od Helsingborga, z którym Śląsk mierzył się trzy lata temu w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Wtedy w dwumeczu skończyło się skromnym 1-6.
Tymczasem, skromne bo skromne, ale przyzwoite 0-0. Ciężko stwierdzić jaka w tym zasługa gospodarzy, a jaka przyjezdnych, bo w pierwszej części meczu, jak trafnie zauważył jeden z prześmiewczych portali na Facebooku, poziom IFK był podobny do tego prezentowanego przez Podbeskidzie. Niemniej jednak remis ten może zadowalać, bo sprawa awansu do kolejnej rundy mimo wszystko nadal jest otwarta. Gramy na wyjeździe, to fakt, ale właśnie ten aspekt w pewnym sensie może przemawiać za nami...
Działo się także w Białymstoku, choć także bez efektów w postaci bramek, zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Tutaj wydawałem się być spokojniejszy aniżeli w przypadku drużyny z Dolnego Śląska. Sam nie wiem dlaczego. Ot tak, po prostu, czysto intuicyjnie. W głowie najbardziej utkwiła mi sytuacja Tuszyńskiego, chyba już nawet w doliczonym czasie, gdy po wolnym, otrzymał strąconą piłkę i stanął oko w oko z bramkarzem cypryjskiej ekipy. Zachował się jak średnio ogarnięty środkowy obrońca, w najlepszym wypadku z III ligi. Kto wie - może ewentualny gol mógł przesądzić nawet o sprawie awansu?
Rewanż na pewno będzie bardzo ciekawy. Jak dla mnie - szanse 50 na 50, bez krzty przesady.
Najmniej zachwyciła Legia. Drużyna typowana przeze mnie jeszcze jakiś czas temu za największego pewniaka w pucharach, pokazała, że nadal tkwi w ogromnym kryzysie. Kryzysie, któremu na nazwisko Berg. Czy tylko mnie ten facet tak bardzo irytuje?
Słabiutkie Botosani napędziło stracha, przysporzyło siwych włosów i ostatecznie - sprawiło, że stołeczne trybuny po końcowym gwizdku dały wyraz dezaprobaty w kierunku piłkarzy. Zresztą, nie pierwszy raz w ostatnim czasie. Minimalną wygraną zapewnił
nowy nabytek Interu (Letischoo, pochylone jak coś!), który po bądź co bądź ładnym uderzeniu, zaprezentował fantastyczną celebrę, za co ukarany został żółtą kartką. Za cholerę nie rozumiem tego przepisu, za cholerę także nie rozumiem zawodników, którzy z premedytacją i - mam nadzieję - świadomością jakie niesie to skutki, wciąż ściągają koszulkę. Nawet w pierwszych meczach II rundy kwalifikacji do Ligi Europejskiej, z niszowym przeciwnikiem, po golu wcale niezdobytym w piątej, ostatniej doliczonej minucie pojedynku. Quo vadis logiko?
Tak czy siak, w stylu takim czy innym, Legia najpewniej zamelduje się w kolejnej rundzie.
***
Przy okazji meczów teoretycznie najlepszych polskich klubów, pobieżnie warto uwagę zwrócić na przydatność ich transferów na tym etapie. W meczu Śląska na murawie zameldowali się między innymi Biliński i Gecov. I na tym można skończyć. Coś powalczyli, coś pobiegali, ale niestety nic specjalnego z tego nie wynikło.
Inaczej w Sarajewie, gdzie gola zapakował Thomalla. Dobre wprowadzenie w meczu o stawkę.
Wydaje się, że świetny biznes zrobiła Jagiellonia, sprowadzając Konstantina Vassiljeva. Zawodnik przez duże "Z". Ma to coś, to dotknięcie piłki, ten pomysł, którym ubiega ponad 3/4 ligowców. Świetnie bije stałe fragmenty (choć dziś kilka z nich nadawałoby się do korekty), świetnie rozgrywa, dużo widzi. Będzie z niego naprawdę sporo pożytku w Białymstoku.
Nieprzypadkowe jest zdjęcie w nagłówku. Warszawski Ibra, szwajcarsko-serbski Aleksandar Prijović, udowodnił, że tylko wyglądem przypomina Zlatana. Oczywista oczywistość, ale kapitalnie znalazła swoje urzeczywistnienie w meczu. Konkretniej w sytuacji, gdzie wypieszczone dogranie bodaj Żyry oraz gapiostwo dwójki obrońców, poskutkowało przeniesieniem piłki nad porzeczką. Z pięciu metrów, o kilka metrów. Fatalnie to wyglądało, Aleksandarze Prijoviciu vel Ibracadabro. Równie fatalnie, co gra na linii spalonego przez Nikolicia. No i jego sytuacja "sam na sam", gdzie - żeby było śmieszniej - chwilę później do pustej, szczupakiem niczym Szarmach, nie trafił ulubieniec internetu, Michał Kucharczyk.
Fatalny to ja jestem.
***
Jestem również pełen nadziei. Summa summarum wyniki nie najgorsze, każda z drużyn zachowała szanse na awans, a na tym etapie, patrząc na możliwości naszych drużyn, trzeba rozpatrywać taki obrót spraw w sferach sukcesu. Dokładając do tego wyjazdowe 2-0 Lecha w Sarajewie, robi nam się niezły rozrachunek. Trzymajmy kciuki, módlmy się, zaklinajmy rzeczywistość i dmuchajmy w telewizory, aby za tydzień ni razu nie przewinęło się popularne hasło, maksyma lipca, polskiej piłki klubowej na arenie międzynarodowej:
#eurowpierdol.
PS. Gole na wyjeździe. Na to liczę, Śląsku i Jago!