#1
Miało być jak nigdy, było jak zawsze ...Euro 2012, turniej rozgrywany na ziemiach Polski i Ukrainy dla Narodowej Reprezentacji w piłce nożnej miał być nie tylko wyjątkowym momentem w historii, ale również wyjątkowym wydarzeniem pod względem czysto futbolowym. Jak przy okazji każdego turnieju tak wielkiej wagi aspiracje Polaków były wielkie. Nie można również ukrywać, że do naszych reprezentantów ( przynajmniej pod względem teoretycznym ) uśmiechnęło się szczęście, czego owocem była pozornie najłatwiejsza grupa na jaką tylko Polacy mogli trafić. Jednak piłki nie można oceniać po pozorach, o czym przekonaliśmy się już podczas trwania turnieju. Nasza reprezentacja swój pierwszy mecz rozegrała na otwarcie turnieju na Stadionie Narodowym w Warszawie. To było niezwykłe wydarzenie nie tylko dla zawodników, ale również dla każdego obywatela Polski. Stadion wypełniony po brzegi, tłumy ludzi w strefach kibica, miliony kibiców przed telewizorami, ten mecz po prostu Polacy musieli wygrać. Rzeczywistość jednak okazała się okrutna, ale zapowiadało się co najmniej dobrze. Pierwsza połowa meczu z Grekami dla Polaków okazała się nad wyraz dobra. Tercet z Borussii szalał jak w Dortmundzie. Wspomagali ich bohaterowie drugiego planu - niedoceniany wcześniej Rafał Murawski rządził w środku, wspierał go Eugen Polański. Ciężko było wskazać słaby punkt, bo Grecy nie istnieli na boisku. Zespół Smudy nie pozwolił na nic. Polacy zagrali dokładnie tak, jak wszyscy oczekiwali i się spodziewali. Grecy wiedzieli, skąd nadciągnie największa nawałnica, ale nie byli w stanie jej powstrzymać. Niestety, ale wiedzieli również, że najłatwiej pod polską bramkę dostać się lewą stroną, gdzie broni Sebastian Boenisch wspomagany przez Rybusa, który był najgorszy na boisku. Siedem minut po przerwie to właśnie skrzydłowy Tereka Grozny nie zdążył zablokować dośrodkowania prawego obrońcy Torossidisa, Wasilewski zderzył się ze Szczęsnym, a rezerwowy Salpingidis wyrównał. Było coraz gorzej, role na boisku powoli zaczęły się odwracać, aż przyszedł jeden z najbardziej drastycznych momentów spotkania. 69 minuta meczu, Grecy wypracowali sobie stuprocentową sytuację, z której powinien powinien paść gol, ale na całe szczęście ( o ile można tak powiedzieć ) na posterunku stał nasz golkiper, który zatrzymał Greka, niestety nieprzepisowo za co został ukarany czerwoną kartką. Stało się. Rzut karny dla Grecji. Na boisku pojawia się rezerwowy bramkarz reprezentacji Przemysław Tytoń, który w kilka chwil staje się bohaterem narodowym broniąc karnego. Później mecz toczył się niezwykle ociężale. Padła bramka dla Greków, na szczęście ze spalonego. Nasi reprezentanci tworzyli niezbyt groźne sytuacje, podobnie było z Grekami. Ostatecznie mecz zakończył się wynikiem 1 : 1.
Po boju z Grekami przyszedł czas na starcie z Rosjanami, pozornie najsilniejszymi rywalami, na których napotkała Polska. Przed tym meczem oczekiwania nie były już aż tak wygórowane co spotęgował pogrom Rosjan nad ekipą Czech, w którym to meczu reprezentacja naszych południowych sąsiadów uległa aż 4 do 1. Nasi zawodnicy nie tracili jednak nadziei co widać było na boisku. Przez 37 minut polscy piłkarze grali fantastycznie taktycznie. Pomysł z trzema defensywnymi pomocnikami zdawał egzamin. Dariusz Dudka i rozgrywający znakomite spotkanie Rafał Murawski rządzili przed dwójką środkowych obrońców i postawili rygiel nie do sforsowania dla Rosjan. Trzeci ze środkowych pomocników Eugen Polański - również kapitalny mecz - włączał się w akcje ofensywne i zaskakiwał rywali dokładnymi podaniami. Później padła bramka dla Rosjan, którą zdobył diament reprezentacji Sbornej, Alan Dzagoev, ale w dalszym ciągu oprócz wyniku niewiele się zmieniło. Polska funkcjonowała jako zespół i tylko w ten sposób mogła przetrwać mecz z Rosjanami. Nie mogło pęknąć żadne z jedenastu ogniw łańcucha Franciszka Smudy. Szanse na gola stwarzaliśmy po stałych fragmentach doskonale wybijanych przez Ludovika Obraniaka. W trzeciej minucie piłki dotknął Sebastian Boenisch, ale trafił w nogę rosyjskiego bramkarza Małafiejewa. Pech był ogromny, bo kilka centymetrów w prawo bądź lewo i byłoby 1:0. Po przerwie blisko znowu był Boenisch, a potem Perquis. A przecież w trakcie przygotowań do turnieju stałym fragmentom Polacy poświęcali najmniej czasu. Nadeszła 57 minuta. Świetną kontrą popisał się Ludovic Obraniak, po której to Kuba Błaszczykowski, kapitan naszej drużyny uszczęśliwił serca milionów Polaków oddając piekielnie mocny strzał wyrównując wynik spotkania. Polacy imponowali konsekwencją i ofiarnością. Ryzykowali, ale nie popełniali błędu. W polach karnych dochodziło do dantejskich scen i rozpaczliwych interwencji zawodników obu zespołów. Polacy wytrzymali mecz kondycyjnie, w ostatnich minutach wyglądało nawet, że to Rosjanom "odcięło prąd". Już nie hasali z takim impetem pod polską bramkę, a zespół Smudy parł do przodu. Można jednak powiedzieć, że na nic to się zdało, a po meczu przed Polakami został postawiony tylko jeden cel, który umożliwiał naszej drużynie grę w ćwierćfinale. Wygrana z Czechami !
W końcu przyszedł czas na ostateczne starcie, tradycyjny mecz " o wszystko ", o którym nie warto dużo pisać. W 70 minucie Rafał Murawski wyprowadzał piłkę z własnej połowy. Źle podał, piłkę przejęli Czesi i wyprowadzili - jak się okazało - zabójczą kontrę. Baros podał do Jiracka i ten pokonał Tytonia. Bezradnego zespołu Franciszka Smudy nie było stać na żadną odpowiedź. W taki oto sposób reprezentanci naszego kraju zakończyli swoją przygodę z turniejem. Koniec Euro, koniec Smudy, koniec Lat(a)y ...
Bolesna porażka Reprezentacji Polski przed rozpoczęciem całego turnieju była oczywiście brana pod uwagę. Tą sprawą przede wszystkim zaprzątali sobie głowę prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej - Grzegorz Lato oraz trener naszej kadry - Franciszek Smuda. Obaj jednogłośnie przed startem Euro 2012 zadeklarowali się, że w przypadku porażki naszej reprezentacji całą odpowiedzialność biorą na siebie co zaowocowałoby wyborami nowego prezesa PZPN'u oraz co za tym idzie nowego trenera Biało - Czerwonych. Kilka godzin po porażce w meczu z Czechami Franciszek Smuda dotrzymał słowa i na spotkaniu z kibicami w strefie kibica oficjalnie podał się do dymisji. Na decyzję Laty musieliśmy czekać nieco dłużej. Na szczęście prezes również nie okazał się gołosłowny. Lato na specjalnej konferencji prasowej potwierdził swoje słowa i oficjalnie zrezygnował ze stanowiska. Na spekulacje co do następców wyżej wymienionych długo nie musieliśmy czekać. Grono kandydatów na stanowisko trenera kadry jest dość obszerne w porównaniu do kilkuosobowej grupy przypuszczalnych następców Laty. Najgłośniejszymi kandydatami na stanowisko selekcjonera reprezentacji wydają się być Polacy : Maciej Skorża, który na chwilę obecną jest trenerem warszawskiej Legii, Michał Probierz, szkoleniowiec Wisły Kraków oraz Waldemar Fornalik, trener Ruchu Chorzów. Grono kandydatów spoza granic naszego kraju jest nieco węższe, a w skład niego wchodzą Dragomir Okuka, serbski trener, który w latach 2001-2003 oraz 2006 miał przygodę z polskim futbolem, był trenerem kolejno Legii Warszawy oraz Wisły Kraków, Dan Petrescu, rumuński szkoleniowiec, który również miał styczność z Wisłą Kraków, również w 2006 roku oraz Sven-Göran Eriksson, szwed, który od roku 2011 pozostaje bez pracy. Najpoważniejszymi kandydatami na miejsce po Smudzie wydają się być Maciej Skorża oraz ostatni z wymienionych Sven-Göran Eriksson. Większość obserwatorów wyraża opinie, że polskiej piłce potrzebny jest zagraniczny trener, ale czy tak będzie tego nie wiemy. Wiemy na pewno jedno, mianowicie ogromny wpływ na wybór nowego selekcjonera będzie miał przyszły prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. Swoją kandydaturę na to stanowisko pragną zgłosić Zbigniew Boniek, Roman Kosecki oraz Jerzy Engel, obecny działacz PZPN'u. Tutaj walka o fotel prezesa wydaje się być bardzo wyrównana, ale cichym faworytem mediów wydaje się być Zbigniew Boniek, który to przegrał ostatnie wybory na fotel prezesa z ustępującym szefem, Grzegorzem Lato. Bez względu na to kto zostanie wybrany nowym prezesem i trenerem wiadome jest jedno. Zmiany w naszej piłce są potrzebne.