Z Wasilewskim jest tak, że on boiskowym brutalem jest od zawsze i już nie raz "łamał" przeciwników, a jak Witsel nadepnął mu na nogę (zawsze powątpiewałem, czy to na pewno było tak celowe zagranie, jak się powszechnie uważa), to wszyscy zaczęli mu współczuć. To trochę nienormalne. Daleki jestem od stwierdzenia, że dobrze mu tak było, ale trafiła kosa na kamień. Myślałem więc, że się opamięta, ale on sam się prosi o kolejną krzywdę w ramach terapii otrzeźwiającej.
Trochę w Roya Keane'a się zabawił, choć i jemu do Irlandczyka daleko, i Delorge'owi do Shearera.