"Job twoju mać!" - miał krzynąć, rzucając butelką ajerkoniaku w prezesa Rosyjskiej Federacji Piłkarskiej w 37 minucie meczu rewnażowego eliminacji do rozgrywek KONAMI League z Walią Car Wszechrusi Władimir Putin. Gdy loża pełna VIPów i innych ważnych śmieci oniemiała na widok Wołodii Groźnego i potłuczonego szkła, kibice na Łużnikach obserwowali najboleśniejszy upadek w historii radzieckiego futbolu. Średnioznany piłkarzyna Hal Robson-Kanu właśnie ośmieszył Igora Akinfiejewa po raz trzeci. Po katastrofie na Millenium Stadium dwa tygodnie wcześniej, gdzie Sborna zebrała cztery bramki w plecy, wydawało się, że gorzej być nie mogło. Tymczasem rzeczony Robson-Kanu, średniej jakości skrzydłowy Reading, po ustrzeleniu jednego hat-tricka w Walii ustrzelił i drugiego w Rosji. Gdyby nie głupkowaty faul Hennesseya w 90 minucie, skończyło by się okrągłą trójeczką. Bramkę honorową z karnego zaliczył Dżagojew, ale o jakim tu kuźwa mówić honorze po zebraniu siedmiu bramek w dwóch meczach? Zamiast miejsca w elitarnej pierwszej dywizji, Rosjanie zostali odesłani do zaplecza, by powalczyć o awans z takimi tuzami jak Albania, Islandia czy Irlandia Północna.
I tylko ajerkoniaku szkoda, cała butelka poszła w cholerę.
Katastrofa na Łużnikach i gniew Cara oznaczać mogły tylko i wyłącznie koniec włoskiej przygody w radzieckim futbolu. Fabio Capello uprzedził Rosjan i honorowo rozstał się z reprezentacją. Po okresie, w którym rosyjskie drużyny klubowe zbroiły się na wzór największych europejskich potęg, a drużyna narodowa była groźna dla każdego. I nagle, znikąd nadeszła niespodziewana susza. Moda na Rosję skończyła się tak szybko jak i zaczęła, nie inaczej było z wynikami. Na Mundialu w Brazylii radziecka konstelacja gwiazd spaliła i to ostro, odesłana do domu po rywaliacji w niezbyt silnej grupie. Reforma rozgrywek reprezentacyjnych miała przynieść Rosji nową szansę, a regularne mecze z najlepszymi podnieść wartość drużyny narodowej.
A tutaj - Kanu-Robson. 1:3, 1:4, pozdro i poćwicz.
Newsy o klęsce, końcu Capello i gniewie Wołodii obiegły świat natychmiastowo. Do rozgrywek European Second Division zostało tylko sześć tygodni, a Sborna, tak jak Związek Radziecki ponad 20 lat temu, stała na skraju przepaści...
Hal Robson-Kanu, morderca Rosjan
Mniej więcej w tym samym czasie, po drugiej stronie kuli ziemskiej, w Guangzhou, największym mieście portowym w Kantonie, na południu Chin, odbywała się masakra. W ostatnim meczu grupy F Azjatyckiej Ligi Mistrzów finalista poprzedniej edycji, Guangzhou R&F spotkał się z obrońcą tytułu, Urawą Red Diamonds. Do przerwy 1:5 dla przyjezdnych. Ściągnięty do Urawy na początku 2014 roku Ryo Miyaichi ustrzelił cztery, kapitan Yuki Abe dorzucił wolnego z 36 metrów. W drugiej połowie Japończycy zluzowali, wbili tylko dwie więcej. Komplet punktów, 23 bramki, masakry w Guangzhou i Bangkoku - obrońcy tytułu - silni i przede wszystkim stabilni jak nigdy dotąd. Na paczkę opartą o największych talenciaków J-League i doświadczonych po europejskich przygodach tytanów mocnych w Azji być nie mogło. Arabscy szejkowie nie mogli dorównać stalowej maszynie śmierci, która jak za najlepszych lat japońskiej floty cesarskiej pływała od portu do portu i bombardowała doszczętnie co i kogo tylko się dało.
A zasięg i siła uderzenia tej floty były wręcz niezmierzone. W latach 2014-2016 Urawa przegrała tylko dwa mecze w Azjatyckiej LM (na 27 rozegranych). W 2014 roku odpadła w 1/8 finału po bramkowym remisie (zaskakująco) z ligowym rywalem, Matsumoto Yamaga (1:1, 0:0). W 2015 roku w dwumeczu finałowym wygrała ze wspomnianm Guangzhou R&F (1:1, 2:0). W aktualnych rozgrywkach sezonu 2016, po komplecie grupowych zwycięstw z nieszczęśnikami z Guangzhou, a także Buriram United i Seoul FC, Duma Saitamy przebiła się do fazy pucharowej w stylu godnym mistrza mistrzów mistrzów.
W krajowych rozgrywkach Redsi od sezonu 2014 rozpoczęli dominację, którą rywale zakwestionowali jedynie częściowo. Nikt nie zatrzymał Urawy przed wygraniem J-League w 2014 i 2015 roku - a w aktualnym sezonie mistrz cały czas ma od pięciu do ośmiu punktów przewagi nad resztą. Do tego styknie dopisać dwa superpuchary Japonii, puchar ligi z 2014 i puchar Cesarza z 2015 roku.
Żeby było mało, to Duma Saitamy rok 2016 zaczęła (a właściwie skończyła rok 2015) przyjęciem zagranicznych gości na Klubowych Mistrzostwach Świata w Japonii. Na dzień dobry reprezentant CONCACAFu, Cruz Azul. Meksykanie zabrali do domu czwóreczkę, bez żadnych honorowych trafień. Przyszedł czas na Bayern. Pep i ekipa przyjechali nażreć się takoyaki i innych dobrych rzeczy. Na tym się skończyło. Urawa zamieniła boisko w strefę wojny, a brutalna kontra wykończona przez Haraguchiego bramką na 3:2 zdemolowała Niemcoków. Ho-ho-ho liga mistrzów, liga frajerów a nie! Finał z Corinthians, zwycięzcą Copa Libertadores to tylko formalność. Raz, dwa, do domu. Fajnie było ale się skończyło. Puchar zostaje w Japonii. Po raz pierwszy w historii wszechświata.
"Ponad dwa lata nieludzkiej masakry, zaczynam się czuć jakbym robił coś źle." - powiedział na konferencji zmartwiony menago Urawy Red Diamonds, najlepszy DMF Japonii w latach 80tych, Anjin Miura.
"Chciałbym, żeby azjatycki futbol się rozwijał, serio! Chciałbym dać wam szansę. Pokazałem ile da się zrobić bez astronomicznych milionów jak w Chinach. No i co - przyjeżdżam trzeci rok z rzędu, trzeci rok z rzędu bije was jak buraków, po co wy w ogóle żyjecie, wypiszcie się z FIFA i AFC bo strach!".
Trudno w to uwierzyć, ale minęło bite dwa i pół roku odkąd Żelazny Menago powrócił do domu. Jego Urawa przebiła jakąkolwiek inną Urawę w historii. Drugie zwycięstwo w ACL, dwa tytuły ligowe, pół tuzina pucharów, Klubowe MŚ...a ponadto wszystko drużyna, której nie trzeba zmieniać przez najbliższe pięć lat. "Poprosiłem JFA i prezesa Urawy żeby może zapisali nas do Ligi Mistrzów za rok czy coś, ale powiedzieli, że nie da rady. No i co, szkoda trochę." - dodał, po czym zawinął z konferencji do hotelu bo przecież ile można gadać.
I właśnie wtedy, gdy Duma Saitamy była na drodze do zapisania się w historii jako najlepsza azjatycka drużyna ever, w pięciogwiazdkowym chińskim hotelu Mao Zedong i Rodzina zadzwonił mały chiński telefon. Robotowy głos w słuchawce oznajmił że z Rosji, i że roaming będzie drogi.
"Zdrastwujcie." - szepnął mroczno Wołodia Car Wszechrusi
"No siema co tam.""Carat stoi na krawędzi. Komuniści czają się za każdym rogiem. Potrzebuję pomocy."
"Będę za tydzień.""Nie płakajcie sam, zostajecie w dobrych rękach przecież! Pixi (Dragan Stojković, wieloletni trener Nagoyi Grampus, super gość) nie zawali!" - oznajmiał Miura na konferencji prasowej w loży konferencyjnej Saisuta 2002, wyjaśniając nagle rozwiązanie umowy. "Znalazłem wam godnego następce, poza tym moi asystenci zostają razem z nim, nikt i nic nie zatrzyma Urawy na wieki wieków amen."
"Czyżby arabscy giganci nareszcie wykupili Żelaznego Menago? Czy to prawda że Al-Ahli oferował Panu 80 milionów dolarów rocznie?" - zapytał naiwny frajer dziennikarzyna ledwo po studiach z plakietką Asahi Shinbun (to taka gazeta).
"Weź se tą plakietke i na ryj przyklej pajacu. Zadzwonił do mnie Wołodia. Rosja stoi na skraju przepaści. Wielowiekowa futbolowa tradycja, ośmieszona i opluta. Dumna carska korona w błocie. Siedem bramek z Walią, no nie da się...zresztą, minęły ledwo dwa lata, a ja już wygrałem wszystko. A przede wszystkim zbudowałem dynastię, po wieki wieków niezniszczalną. Majstry macie zagwarantowane na najbliższe 5 lat. Nie ma strachu!"Z dnia na dzień zakończyła się Żelazna Era. Rolę nowego menago przejął wspomniany Pixi, a Miura poleciał do Moskwy. Na czterdzieści dni przed pierwszym meczem w Atenach, sam Putin zaprezentował go jako nowego selekcjonera Sbornej przed prasą, telewizją i innymi mediami różnego rodzaju. Każdy wiedział, że to poważna sprawa. Car Rosji i Car Futbolu połączyli siły, by zawładnąć nad całym światem...
To teraz słowo wyjaśnienia.
W skrócie, razem z Darkiem tworzymy chyba pierwszą karierę w co-opie. Chcieliśmy zagrać reprezentacjami, jakimiś słabszymi. No i jest. Jeszcze jedna okazja żeby pośmiać się z beznadziejnego futbolu jaki teraz istnieje. W skrócie wygląda to tak: ja gram mecz, wysyłam save Darkowi, on gra swój mecz, odsyła mi sejw, wstawiamy na forum i tak w kółko.
Takiego czegoś *chyba* jeszcze nie było?
Chcemy sobie po prostu pograć, porywalizować ze sobą. Na razie będzie to jeden sezon, dziewiętnaście spotkań na głowę. Mecz między sobą rozegramy online. Fajerwerków graficznych nie będzie, bo głównym motywem jest wydzieranie punktów z ramion AI w średnio udanym PESie.
Pierwsza kolejka powinna pojawić się jutro.