Pozwolę sobie odświeżyć.
Ostatnio skończyłem czytać autobiografię Jordana Belforta. Zrobiłem błąd oglądając najpierw film, bo nie wiedziałem, czy tak wysoko postawiona poprzeczka nie sprawi, że książka wyda się słaba. Nic bardziej mylnego - taka sama jazda bez trzymanki. Zresztą skończyłem tylko pierwszą część i stwierdzam, że aby to wszystko przedstawić na filmowym ekranie potrzeba byłoby dodatkowych 3h.
500 stron poszło w trzy dni. Jest to naprawdę lekka lektura, napisana prostym językiem. (nie mylić z prostackim) W ogóle zdziwiony jestem, że Belfort tak świetnie potrafił przenieść swoją historie na papier. Gdzieś tam na końcu on sam wspomina, że wydawca(? ktokolwiek, nie pamiętam) kazał mu rzucić to co obecnie robi i zacząć pisać na poważnie.