Spójrz, jaką pozycję zajął Arsenal w lidze. Jasne, że Szczęsny nie ma przed sobą bezbłędnej linii defensorów (chociaż i tak duży wpływ na ich grę miały kontuzje, bo nie dam sobie wmówić, że Sagna, Vermaelen, Mertesacker czy nawet Andre Santos to słabeusze), ale taki na przykład de Gea również nie mógł liczyć na wsparcie obrońców (zdarzało im się popełniać katastrofalne błędy), a wypracował sobie wysoki wynik 78% strzałów, mimo że na bramkę United oddawano najwięcej uderzeń w lidze (przynajmniej tak było w trakcie sezonu - nie dysponuję danymi po 38 kolejkach). Poza tym, zawalił co najmniej kilka bramek na początku sezonu, a i tak skończył na czele. Zresztą, zobacz, kto "otacza" Szczęsnego.
Bramkarze 19. i 17. drużyn w lidze. Mają obrońców podobnej klasy, co Arsenal, hm? A, i jeszcze coś: mniej bramek od Arsenalu stracili tylko Man Utd, Man City, Tottenham, Everton, Sunderland i Liverpool, ale ta statystyka nie jest do końca miarodajna, bo The Gunners wpuścili aż 8 goli w jednym meczu. Z drugiej strony, nawet bez nich wiele by się nie zmieniło - ubyłby tylko Sunderland.
To oczywiste, że statystyki to nie wszystko, ale o czymś świadczą. W tym przypadku o tym, że Szczęsny jest przeceniany. Może to nie tylko jego obrońcy są słabi, ale on sam też? Patrząc na to, kto przed nim bronił bramki Arsenalu, posada pierwszego bramkarza w tym klubie wcale nie musi być dowodem wielkich umiejętności.