Droga do Rio
odc. 3 Rozmowy nocą i dniem cz.2
Poranek 25 lipca 2012r. Boniek spokojnie szedł korytarzem prowadzącym do apartamentu Tomaszewskiego. Zibi wyglądał źle. Miał nieułożone włosy, które odstawały mu w kilku kierunkach. Miał worki pod oczami i w ogóle całej jego twarzy wyraźnie brakowało rześkości, co było skutkiem nocnego telefonu Janka. W końcu zatrzymał się pod drzwiami, na których wisiał numer 1:
- He! He! Dowcipniś się znalazł! Mieszka na ostatnim piętrze i jeszcze kazał sobie przybić numer 1 – powiedział wyraźnie rozbawiony Zibi, po czym zapukał do drzwi,
- Proszę! – odezwał się głos zza ściany.
Słysząc te słowa Boniek wszedł do pokoju i od razu zauważył, Janka siedzącego na krześle przy małym, drewnianym stoliku, na którym stała butelka i trzy szklaneczki. Przy stoliku stały jeszcze 2 krzesła dla gości.
- No jesteś w końcu! Siadaj! Ja przez tego Holendra nie zmrużyłem oka dzisiejszej nocy!
- Mi też nie dałeś spać – wtrącił Zibi,
- Przepraszam Zibi! Ale wiesz, że ja kocham kadrę… - mówił Janek wyraźnie wzruszając się przy tym – i dlatego nie pozwolę, żeby jakieś „farbowane lisy” grały w reprezentacji! Do cholery! Tak nie może być! Mamy swoich, młodych, zdolnych! – zaczął krzyczeć Janek,
- Spokojnie… Ziewww… Przyjdzie Leo… Pogadamy… Wszystko się wyjaśni – uspokajał Zibi wyraźnie przy tym ziewając,
- Masz rację. Najpierw trzeba z nim porozmawiać. Hmm… będzie tu gdzieś za 10 minut. – mówił Janek patrząc na zegarek – To co może walniemy sobie po maluszku? – dodał wyciągając spod stolika butelkę wódki,
- Oszalałeś! Janek! Schowaj to do cholery! Zaraz on tu przyjdzie i będzie afera, że w robocie pijemy alkohol! A jak jeszcze by się o tym dziennikarze dowiedzieli… bylibyśmy skończeni,
- Daj spokój! Nikt się nie dowie! To co poleję? – przekonywał Janek,
- Nie! Nie! Janek! Schowaj te cholerstwo! On tu zaraz będzie!
W tym momencie rozległo się głośne pukanie do drzwi. Janek wpadł w panikę i nie wiedział co zrobić z trzymaną w ręku butelką wódki. Zibi zachował względną trzeźwość umysłu, zabrał butelkę przyjacielowi i wrzucił ją pod kołdrę stojącego obok łóżka.
- Co ty zrobiłeś? Ona była odkręcona! – wykrzyknął Janek,
- A niech to! Przepraszam! Musiałem z nią coś zrobić. Idź otwórz! – odpowiedział Zibi.
Tomaszewski wstał i otworzył drzwi. Po chwili w pokoju pojawił się drugi gość. Był nim Don Leo. Po wymienieniu serdeczności cała trójka zasiadła do stołu.
- No panie Beenhakker! Co pan sobie wyobraża! Kogo pan powołuje do kadry! Dla ludzi pokroju Boenischa, Perquisa itp. nie ma miejsca w kadrze! - zaczął emocjonalnie wykrzykiwać Tomaszewski,
- O co panu chodzi?! – przerwał mu Beenhaker – Po pierwsze to ja będę decydować kogo będę powoływać, a nie pan. A po drugie to kto panu powiedział, że Boenisch i Perquis będą na zgrupowaniu?
- Mularczyk mi powie… - tu Tomaszewski ugryzł się w język,
- Ahaaa… A więc to on! To Mulaczyk jest pana szpiegiem! Od początku wydawał mi się podejrzany. Od jutra ma się u mnie nie pojawiać! Nie chcę już nigdy więcej widzieć tej szumowiny!
- Nie denerwuj mnie! Spróbuj tylko powołać takiego Boenischa to wylatujesz z roboty! – dalej krzyczał wyraźnie zdenerwowany Tomaszewski,
- Proszę mi nie grozić! Boenischa nie brałem pod uwagę przy ustalaniu kadry, bo obecnie nie gra w żadnym klubie, a poza tym wiem w jakiej jest formie. Oglądałem go podczas Euro. Jest zbyt ociężały. W tym momencie nie nadaje się do reprezentacji. – spokojnie mówił Don Leo – Ja znam pańskie zdanie na temat tzw. „farbowanych lisów”. Nie podzielam tych poglądów. Żyjemy w XXI wieku. Musi pan w końcu wyjść ze swojego drewnianego domku!
- Zamilcz dowcipnisiu! Kadra to coś więcej niż zgraja kopaczy z różnych zakątków świata, którzy nawet nie mówią dobrze po polsku. Kadra to rodzina, polska rodzina, która ma wspólne cele, jest ze sobą na dobre i na złe. A nie przyjeżdżają na zgrupowanie jakieś gamonie tylko po to, żeby się pokazać na rynku! Kadra to nie bazar! Ja nie pozwalam na powołania dla tych „farbowanych lisów”! Słyszysz? – zaczął w furii wykrzykiwać Tomaszewski
- Pan przekracza swoje kompetencje! Po pierwsze to nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty! A poza tym to ja jestem selekcjonerem i będę powoływać kogo będę chciał! Nic panu do tego! – z równą wściekłością odpowiedział mu Don Leo,
- Tak? A więc won z roboty! Zwalniam Cię! Wylatujesz! – wrzeszczał zdenerwowany do czerwoności Tomaszewski,
- Mamy podpisany kontrakt do końca eliminacji do Mundialu. Nie może mnie pan tak po prostu zwolnić. Umowa zostanie rozwiązana tylko, gdy nie doprowadzę drużyny do MŚ 2014 – mówił w pełni opanowany Don Leo,
- Zibi! Zibi! Powiedz, że to nie prawda! No powiedz! – krzyczał Tomaszewski, któremu od złości wyszła już żyła na głowie,
- Przykro mi Janek! Pan Beenhaker ma rację. Sam podpisałeś tą umowę – mówił biernie obserwujący dotąd całą kłótnię Zibi,
- Cholera jasna! Nie! Co za idiota podsunął mi tą umowę! Aaaa… Niech to szlak! – wykrzykiwał Janek, po czym złapał jedną ze szklaneczek stojących na stole i rzucił nią w ścianę,
- Janek! Do cholery! Opanuj się! – uspokajał Zibi
- No dobrze. To ja już chyba pójdę. To co panowie tu wyprawiacie jest nie do pomyślenia w cywilizowanym kraju – zakończył Don Leo po czym wstał od stołu i zaczął zmierzać do wyjścia
- A won mi stąd! – dalej krzyczał Janek.
Kiedy Holender miał już wyjść z pokoju zauważył mokrą plamę na łóżku:
- Ehemm… Chyba powinni panowie zadzwonić po pokojówkę. Ktoś wam zrobił żart… Niuh… Niuh… Zaraz, zaraz… Tu czuć alkoho… – mówiąc to Leo zaczął zbliżać się do łóżka,
- Nie proszę tego nie dotykać – krzyknął Boniek – To… Eeee… to jest… no… to… intymny sekret pana prezesa – w końcu dokończył Zibi – Pan prezes ma problem… z utrzymaniem pęcherza… eeee… moczy się w nocy…
- Tak… Nie dziwię się temu, bo nawet podczas rozmowy jest barbarzyńcą, który nie rozumie futbolu. Do widzenia– powiedział oschle lekko zmieszany całą sytuacją Leo i szybko opuścił pokój.
Tomaszewski będąc dalej w złości zaczął wrzeszczeć:
- Zibi! Ja Cię uduszę! Jak mogłeś! Do cholery!
- A co miałem mu powiedzieć, że w twoim łóżku pływa litr czystej wódki, który chciałeś wypić w godzinach pracy. Wtedy by była afera! Już i tak jest na nas cięty. Po cholerę tak się darłeś na niego?
- Tu chodzi o zasady! Zibi! O zasady!