Ty myślisz,że Real czy Barcelona pozwoliłaby sobie strzelić 4 gole na własnym stadionie jakiemuś Evertonowi jak to ostatnio zrobiło MU otóż nie,bo te drużyny umieją zachować kontrolę nad meczem.
Trudno nie zachować kontroli przed meczem, skoro w lidze co tydzień gra się z ogórami, którzy nawet nie próbują nawiązać żadnej walki. Zresztą nawet czołowe drużyny ligi hiszpańskiej, które nawet czasami odnoszą sukcesy na arenie europejskiej, dają się prać jak dzieci. Daleko nie trzeba szukać. Atletico przegrało w tym sezonie z Barceloną 0:5, piąte Levante też, czwarta Malaga 1:4 u siebie dziewiąta Osasuna 0:8, a Valencia 1:5. Sevilla rok temu też dostała od Blaugrany pięć do jaja. Z Realem też wcale nie jest gorzej, bo w dwumeczu zapakował Osasunie 12 bramek, a Sevillę pokonał na wyjeździe 6:2. Zresztą daj spokój, ligę, w której król strzelców ma 50 bramek, a wicekról 46, nazywasz dobrą; gdzie mistrz ma prawie 2 razy więcej bramek i 36 punktów więcej na koncie niż trzecia drużyna w tabeli.
Ostatnia w lidze Almeria w zeszłym sezonie w dwóch meczach przeciwko Realowi i Barcelonie miała bilans bramkowy... 1:16.
Wskażesz mi takie wyniki w Premier League poza 6:1 w derbach Manchesteru, które zdarza się raz na 83 lata i wygranej Chelsea z przeżywającym wielki regres formy na przestrzeni sezonu Tottenhamem 5:1? Ale owszem, brak takiego hokeja na trawie to zasługa "słabości ligi".
Wmawiaj tak sobie dalej, może ci ta żyłka w dupie nie pęknie.
A Anglicy tak sobie "tkwią w tym świecie", że przez ostatnie dziesięć sezonów Hiszpania miała jednego przedstawiciela w finale LM (zagrał 3 razy), a Anglicy czterech (zagrali 8 razy). W dodatku 4 lata temu mieli 3 kluby w 1/2 LM, a do niedawna żadna z 4 angielskich drużyn nie odpadała przed ćwierćfinałem. Te twoje teorie mają fajne pokrycie w prawdziwym świecie. Ale jasne, MU przegrali z Bilbao, lejąc na całą tę LE (nie jestem z tego dumny ani zadowolony), to się liczy. A jak się przypomni o niedawnych wojażach Realu w LM, gdzie stawka była już wysoka, a motywacja maksymalna (nie to co w fazach grupowych), to jakoś odzewu brakuje.
W Premiership każda drużyna stara się grać ofensywnie, by wygrać. Zawodnicy są ambitni i waleczni. Ale owszem, lepiej jak w Hiszpanii czekać tylko na egzekucję.
Ledwo co nos z kołyski wyściubiłeś i już kozaka zgrywasz. Piję tutaj do reprezentacji Hiszpanii, która jest tutaj tym dopiero co usamodzielnionym "oseskiem" i którą pewnie uważasz za wzór cnót wszelakich. Już chyba zapomniałeś, że przed wywalczonym w świetnym stylu Euro 2008 oraz niezasłużonym i załatwionym głównie przez sędziów Mundialu w RPA Hiszpanie zbierali taki wpie_dol, że aż puchło. Anglicy przynajmniej wywalczyli te Mistrzostwo Świata, a Hiszpanie poza Mistrzostwem Europy prezentowali kompletne zero. Ale jasne, oni są najlepsi od zawsze.
Nie wiem, czego srasz się do tego "wynalazku". Chyba mają prawo twierdzić, że wymyślili coś wspaniałego, skoro ten sport jest najpopularniejszy na świecie. Ty też się nim jarasz. I nie, nie dzięki Hiszpanom, tylko właśnie dzięki Anglikom, tak jak dzięki Angolowi możesz teraz w ogóle przeglądać Internet.
Jasne, możesz sobie twierdzić, że jeżeli drużyny z pozoru przeciętne jak Everton (choć zajmuje przyzwoite 7. miejsce w lidze - sorry, to nie La Liga, że klub znajdujący się na tej lokacie myśli przed meczem z liderem lub wiceliderem, czy przegra 0:5 czy 1:7) potrafią urwać United (czy innym drużynom - wygrali 1:0 z City) punkt, grając bez kompleksów i strzelając 4 bramki w meczu
derbowym (warto sobie przypomnieć znaczenie tego słowa, kiedy ogląda się "El Clasico", które pod żadnym pozorem derbami nie jest), to jest to oznaka "słabości ligi". Nikt ci takich pierdół wygadywać nie zabrania. Głupota jeszcze nie jest ścigana prawem. Ta "słaba drużyna" pomimo ogromnego dołu formy osiągnęła w ostatnich latach w LM tyle, ile Real mógł sobie tylko wymarzyć. Owszem, gdzie jej do sukcesów Barcelony, ale 3 finały LM w 4 lata i 4 półfinały w ciągu ostatnich 6 lat w porównaniu do 2 Realu całkowicie wystarczą do zdystansowania Blancos.
To tyle, nie chce mi się już z tobą gadać, więc możesz się nie fatygować z odpisywaniem. Gdy znowu wyskoczysz z którymś ze swoich kretynizmów, będę cię odsyłał do tego postu, bo chyba wszystko, co chciałem w nim zawrzeć, zawarłem.
Kilka razy to nie bo Hiszpania miała 4 a Anglia 7.
O kilka więcej. Pie_dolnęło mi się. A czy prawie dwa razy więcej to niewielka różnica, orzeknij już sam.
Jednak warto przypomnieć, że ostatnimi czasy Barcelona grała z Manchesterem, Chelsea i Arsenalem czyli liderami ligi angielskiej i w tych meczach takze miała olbrzymią przewagę.
Jasne. Wynikało to z debilnej taktyki, jaką przybierał Ferguson (Wengerowi akurat brakło wykonawców, choć u siebie "Kanonierzy" na pewno zdominowani nie byli - tylko na Camp Nou plątały im się nogi), która powodowała tylko przysłowiowy płacz i zgrzytanie zębów. Rok wcześniej jakoś tę Barcelonę wyeliminowali. Chelsea natomiast wyeliminowała ostatnio Barcelonę dwa razy z rzędu - przynajmniej w teorii, bo w praktyce wiadomo, jak to przez pewnego lewego sędziego wyglądało.
Z tej przewagi w obecnym roku i tak nic nie wynikło, bo di Matteo pokazał, że do rozmontowania Barcelony wystarczy najprostsza taktyka świata (w sumie pokazał to już Mourinho w Interze). Mam nadzieję, że pozostali trenerzy podłapią ten pomysł, bo dotąd sprawiali wrażenie wiedzoodpornych i olewających wydarzenia ze sportowego świata debili.
Z Realem było już inaczej, bo gdy angielskie kluby z nimi grały, to zazwyczaj wygrywały (Arsenal i demolujący "Królewskich" 5:0 w dwumeczu "słaby" Liverpool). No, chyba że ktoś chce wytknąć nieopierzony Tottenham (najlepszy debiutant w LM) czy niezapomniane dwumecze z MU sprzed niemal dekady i 12 lat, które dostarczyły wielu niezapomnianych emocji i były rozgrywane w czasach, gdy Real szło jeszcze jakoś przetrawić.
Zresztą, nikt tu nie mówi, że Real i Barcelona są słabe, tylko że liga hiszpańska jest nudna, nieatrakcyjna i niewiele różni się od szkockiej. Ale oczywiście ebolek, którego o Premier League z niewiadomego powodu d_pa boli bardziej niż przy hemoroidach, musiał wtrącić swoje trzy grosze.