#49Finał Młodzieżowych Mistrzostw Świata zbliża się wielkimi krokami. Zapowiada się niezwykle obiecująco, choć pewien niedosyt może budzić fakt, że Holandia i Niemcy, czyli drużyny, które już 5 sierpnia powalczą o złoto, są z jednego kontynentu. Wiele osób liczyło bowiem na konfrontację reprezentacji z dwóch odległych od siebie części świata. Wyszło zupełnie inaczej i ostatni mecz turnieju będzie potyczką pomiędzy dwoma sąsiadami. Eksperci więcej szans dają rozpędzonym Niemcom, którzy w Anglii przegrali jak dotąd tylko jeden mecz, a w ćwierćfinale rozjechali rewelację turnieju - drużynę belgijską, ale nieco słabiej notowani Holendrzy nie są w żadnym razie bez szans. W końcu w ich szeregach również można znaleźć kilku piłkarzy z dużym jak na swój wiek doświadczeniem ligowym i międzynarodowym.
Atmosfera wśród kibiców, którzy nie mogą się doczekać tego meczu, bardzo różni się od atmosfery w obu drużynach. W przypadku Niemców mówi się o konflikcie pomiędzy dwoma bramkarzami. Oliver Baumann nie wystąpił w meczu z Polską, gdyż narzekał na bóle brzucha. Zastąpił go Kevin Trapp, który zachował czyste konto. "Zero z tyłu" podbudowało go psychicznie do tego stopnia, że zaczął rościć sobie prawa do występu w meczu finałowym. Co ciekawe, na Mundial jechał jako trzeci bramkarz, który miał odwiedzić Anglię raczej w celach turystycznych niż po to, by mieć czynny udział w grze swojej drużyny. Nie trzeba chyba mówić, że ta sytuacja niesamowicie oburzyła Baumanna, który strzegł niemieckiej bramki w większości dotychczasowych meczów. Zdecydowanie najspokojniejszym golkiperem okazał się Ron Robert Zieler, choć on też nie ukrywał, co mu leży na duszy. Golkiper Hanoveru 96 nie rozumie, dlaczego Kevin Trapp wbrew obietnicom i zapewnieniom selekcjonera okazał się bezpośrednim zmiennikiem pierwszego bramkarza reprezentacji młodzieżowej. Wiążący spore nadzieje z Mistrzostwami były zawodnik Manchesteru United zagrał jak dotąd w tylko jednym spotkaniu (w wygranym 2:1 meczu drugiej fazy grupowej z Belgami), podczas gdy Trapp pojawił się na murawie dwukrotnie - oprócz występu przeciwko Polakom na na koncie także 90 minut w meczu z Japonią.
Tradycyjnie nie bez problemów obyło się w szatni Holendrów, choć ich problemy zostały upublicznione już wcześniej. Wściekły na popełniającego wiele prostych błędów Jeroena Zoeta selekcjoner "Oranje" postawił na Hobiego Verhulsta i choć bramkarz AZ jak dotąd zdawał się radzić sobie z presją i do jego gry nie można się było przyczepić, ponoć nie jest zbyt pewny siebie przed finałem i obawia się reakcji trenera na ewentualne kiksy w tak ważnym meczu. W dodatku od składu za niewykazywanie odpowiedniego zaangażowania w treningach i meczach zostali odsunięci Luc Castaignos i Georginio Wijnaldum, którzy usiłują podburzać pozostałych piłkarzy przeciwko Corowi Potowi i za nic mają groźby kar finansowych i wydalenia z reprezentacji młodzieżowej, jakie wysuwa w ich kierunku holenderska federacja i sam Pot. Piłkarze nie zgadzają się z decyzją selekcjonera i swój sprzeciw wyrażają buntem, do którego desperacko chcą dołączyć innych piłkarzy. Jedynie Zoet przyznał się do błędów i pogodził z własnym losem. To on powiadomił media o strajkowych nastrojach swoich kolegów, za co został ukarany grzywną.
Nie licząc zawieszonych piłkarzy, wszyscy powinni wykurować się na finał. Toniemu Kroosowi odnowiła się kontuzja pleców, ale rehabilitacja przebiega zgodnie z planem. Masażyści nie widzą powodów ku temu, by zawodnik Bayernu miał nie zagrać w niedzielnym spotkaniu. Problemy z łydką na jednym z ostatnich treningów miał Dennis Diekmeier. Lekarze twierdzą, że to nic poważnego, ale odradzili selecjonerowi reprezentacji Niemiec wystawienie bocznego obrońcy HSV od pierwszej minuty.
W meczu o trzecie miejsce, często nazywanym trzecim finałem, który odbędzie się dzień przed tym wielkim, zmierzą się Polska i Argentyna. O ile obecność "Albicelestes" w tym gronie nie jest niczym nadzwyczajnym, tak Polacy zdają się tu nie pasować. Skazani na porażkę biało-czerwoni małymi krokami doprowadzili jednak do sensacji i niewykluczone, że nie wrócą do kraju z pustymi rękami. Eksperci nie dają im większych szans, ale kto by przejmował się ich opiniami, skoro podopieczni Mieczysława Broniszewskiego potrafili pokonać tak uznane firmy jak Hiszpania i Anglia?
Przewagę nad Argentyńczykami mogą dać Polakom niezbyt dobre nastroje, w których są "Albicelestes". O ile biało-czerwoni nadal palą się do walki o medal, którego kolor nie jest dla nich aż tak ważny, to zawodnikom z Ameryki Południowej w momencie porażki w półfinale zawalił się cały piłkarski świat. W Argentynie na wyniki drużyn młodzieżowych wywiera się większą presję niż w Polsce, gdzie każdy sukces przyjmowany jest z entuzjazmem i pewnym niedowierzaniem. To Polacy wyjdą na mecz z podniesionymi głowami i jeżeli zaatakują od początku, mogą w taki sam sposób z niego zejść. Argentyńczycy wkroczą na boisko ze wzrokiem wbitym w podłoże i najchętniej w ogóle nie rozgrywaliby tego meczu - a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Mieczysław Broniszewski dobrze wie, jak wykorzystać słabe strony przeciwnika - także te związane z psychiką - i to może być niewątpliwie as w jego talii.
Jeśli chodzi o składy, to nie ma co porównywać gwiazd obu drużyn, bo szkoda czasu. Sam Javier Pastore, kapitan Argentyńczyków, jest warty więcej, niż cała kadra młodzieżowej reprezentacji Polski włącznie ze sztabem szkoleniowym, samolotem i autokarem, jego tygodniowa pensja pokrywa roczny budżet domowy połowy polskich juniorów, a jego reprezentacyjni koledzy to między innymi Marcus Rojo, Pablo Piatti, Erik Lamela czy Emiliano Insua. Dla porównania kapitan biało-czerwonych gra w rezerwach średniego Wolfsburga i podaje piłki Arturowi Sobiechowi i Michałowi Kucharczykowi. Na papierze ten mecz będzie więc wyglądał jak walka Dawida z Goliatem, ale nazwiska nie grają. Polacy doskonale o tym wiedzą - wbili przecież trzy gole reprezentacji Hiszpanii.
W meczu o brązowy medal miał nie zagrać Bartosz Rymaniak, który w półfinale dostał swoją drugą żółtą kartkę w turnieju, ale FIFA spełniła prośby PZPN-u i ułaskawiła polskiego obrońcę. Jeśli trener Broniszewski nie zadecyduje inaczej, zawodnik Zagłębia Lubin najpewniej wybiegnie w pierwszym składzie. Wszystko wskazuje na to, że polski selekcjoner wyleczył się już ze stawiania na Michała Buchalika, więc Polacy z Grzegorzem Sandomierskim mogą poczuć się pewniej w obronie. Wątpliwe jednak, że bramkarz KRC Genk zmieni wiele w szansach obu drużyn, skoro naprzeciw niego zagrają tak utalentowani napastnicy jak Lamela, Salvio i Piatti. Spróbować jednak nie zaszkodzi. Jak dotąd żaden z zawodników nie skarżył się na urazy, więc trenerzy będą mieli do dyspozycji wszystkie karty ze swoich talii. Który z nich wygra tę partię pokera?