Pracuję nad trzecim golkiperem, z tym że jest mi on chyba średnio potrzebny. Kiedy ostatnio w waszych karierach bramkarz złapał kontuzję, która wykluczyła go z dalszej gry? No właśnie.
"ją dużym ligowym doświadczeniem ligowym zawodnika" - tam przy Doyle'u.
Dzięki.
#51Mecz ten inaugurował pierwszą kolejkę Barclays Premier League, a dokładniej sesję wieczorną, bowiem w godzinach popołudniowych rozegrano już kilka spotkań. Konfrontację Wolverhampton z Manchesterem City jeszcze rok temu można by bez ogródek nazwać pojedynkiem Dawida z Goliatem, jednak w zeszłym sezonie to "Wilki" okazały się lepsze i zakończyły sezon o jedno miejsce wyżej niż krezusi z Manchesteru. Jednakże The Citizens nadal byli drużyną z wielkimi gwiazdami w składzie i wielkim potencjałem, więc to właśnie oni - pomimo wzmocnień, jakie Wolves poczynili jak dotąd - byli stawiani w roli faworytów tego spotkania. Szczególnie, że odbywało się ono na City of Manchester Stadium.
Nieoczekiwanie już od samego początku Wolves przypuścili huraganowe ataki. Brała w nich udział cała drużyna. Panowała duża wymienność pozycji, o czym świadczy fakt zawieszenia Carrolla przy bocznej strefie na lewej stronie boiska - dogrywał tam piłki wybiegającym na wolne pole Foleyowi i Badeljowi. Pierwsze efekty starań graczy w pomarańczowych koszulkach przyszły już w 7 minucie. Dośrodkowywał Badelj, ale jego podanie zostało wybite przez obrońcę. Piłkę przejął Candreva i oddał ją Halfordowi, który z kolei odegrał Włochowi, ale na tyle sprytnie, że stworzył mu sytuację do strzału. Zawodnik z numerem 7 kropnął potężnie z dystansu i trafił w okienko, czyli zrobił to, co najlepiej potrafi (albo jedyne, co potrafi). Po tej bramce walka przeniosła się do środka pola. Z racji większych umiejętności i nietypowego ustawienia gości dominowali zawodnicy City, spokojnie rozgrywając piłkę klepką i stwarzając wiele problemów przyjezdnym, którzy kompletnie nie radzili sobie z tym sposobem gry. The Citizens zaczęli też atakować, ale jakby niechętnie. Pierwsza groźna sytuacja pojawiła się dopiero pod koniec pierwszej połowy, kiedy Silva podał prostopadle do Dzeko. Strzał Bośniaka zatrzymał Ruffier, ale wobec dobitki Yayi Toure był już bezradny. Chwilę później po rzucie rożnym strzelec bramki przyjął sobie piłkę na klatkę piersiową i natychmiast uderzył z nożyc (jak on to zrobił?). W bramkę trafił i nawet groźnie uderzył, ale golkiper Wolves dał sobie radę. Do przerwy 1:1.
Po gwizdku sędziego znowu role się odwróciły i ponownie to Wolverhampton przeważał na boisku. Udokumentował to bramką autorstwa Craiga Cathcarta, który uzyskał prowadzenie dla swojej drużyny, atomowo strzelając głową po dośrodkowaniu Milijasa z rzutu rożnego. Pięć minut później "Wilki" miały świetną okazję do podwyższenia przewagi. Przeprowadziły kontratak z dużą ilością podań. Ostatnie trafiło do Gameiro, który znalazł się w sytuacji sam na sam. Uderzył technicznie i trafił w poprzeczkę. Dobitka Badelja niestety zatrzymała się na bocznej siatce. W doliczonym czasie gry Francuz mógł jeszcze asystować. Wolves starali się utrzymywać przy piłce, delikatnie grając na czas, by rywale nie doprowadzili do remisu. Przeprowadzili jednak jeszcze jedną akcję, w której Gameiro wyłożył piłkę Doyle'owi jak na tacy. Irlandczyk z trudnej pozycji trafił w poprzeczkę, a dobiegający do futbolówki Lucio... wbił ją sobie do własnej bramki.
Mecz zakończył się wynikiem 3:1, który jest dość niespodziewanym rezultatem, ale na pewno zasłużonym, bowiem Wolves przeważali w każdym elemencie gry, nie licząc walki w środku pola, do której jednak przez większą część spotkania starali się nie doprowadzać, atakując skrzydłami. 3 punkty zdobyte na City of Manchester Stadium wyniosły Wolverhampton na dawno nieodwiedzane przez nich pierwsze miejsce w tabeli.
Zmiany: w przerwie meczu Milijas zastąpił Candrevę, by jeszcze zwiększyć potencjał ofensywny, zastępując defensywnego pomocnika środkowym. Ten zabieg miał też na celu ograniczenie strat, jakie Wolverhampton ponosił w środku pola. W 61 minucie Roberto Mancini wprowadził do gry drugiego napastnika. Był nim Jo, który zastąpił Yayę Toure. W tym samym czasie kompletnie bezbarwnego Haynesa zmienił Kevin Doyle. Na kwadrans przed końcem meczu miejsce na środku obrony kosztem Boatenga zajął Lucio. Bull wykorzystał chwilę przerwy, by przeprowadzić zmianę na prawej pomocy. Zmęczonego Mujangi Bię zastąpił Hammill. Niecałe dwie minuty później Wright-Philips zmienił Adebayora, który zupełnie nie radził sobie na nowej dla niego pozycji, jaką jest ofensywna pomoc.
No i jak ze stylem? Gorzej, lepiej niż wcześniej? Skrótów póki co nie dodaję - nie dla dwóch, trzech odsłon...