Moje "wczuwanie się" dotyczy jedynie kwestii moralnych.
Nie oszukuj sam siebie, jeszcze niedawno otwierałeś tą kontuzją wszystkie drzwi i brałeś ją za jedyny słuszny dowód domniemanej wielkości Messiego w tym sezonie. Paradoks polega na tym, że pomimo 28 goli w lidze zawiódł na całej linii, na razie nie zasługuje nawet na nominację do Złotej Piłki (chodzi mi o tę węższą listę). Chyba pora wreszcie do tego przywyknąć. W porównaniu do urazów, z jakimi borykali się brazylijski Ronaldo, van Basten czy nawet van Nistelrooy lub Rooney, nawet dwukrotne naderwanie mięśnia to nic takiego, zwłaszcza że normalnie Messi właściwie nie doznaje urazów. Super, powrócił po kontuzji i miał dobrą rundę wiosenną, ale ty zachowujesz się, jakby co najmniej złamał nogę, a zaraz po powrocie na boisko rozegrał rewelacyjny pełny sezon i został zdecydowanie najlepszym piłkarzem w lidze na swojej pozycji (jak choćby Antonio Valencia przed feralną zmianą numeru) albo został mistrzem świata jak Ronaldo.
Messi zagrał w 31 meczach La Ligi - w o 1 więcej niż Ronaldo! Jeżeli grał, to znaczy że był w pełni zdolny do gry. A jeśli nie był, cóż - za głupotę się płaci; albo za swoją (to Messi jest znany z tego, że musi grać w każdym, nawet najmniej prestiżowym meczu, bo chce bić rekordy), albo za sztabu szkoleniowego. Rehabilitacja ma to do siebie, że w jej trakcie się
pauzuje i się
nie gra.
A potem się dziwisz, że ludzie mają cię za fanboya. Jeden facet w wieku 17-21 lat strzelał prawie tyle goli w Cruzeiro, PSV i Barcelonie, ile grał meczów, a ty się dziwisz, że ktoś go ma za lepszego od Messiego. Za Barceloną skoczyłbyś w ogień, ale to w żadnym razie nie jest komplement.