66# 18.02.2013„Nigdy się nie poddaję. Krytyka mnie tylko motywuje”
Co się da, wybroni. Swoje też wpuści. Tragicznych błędów raczej nie popełnia. Ma dopiero 19 lat i głośno mówi, czego chce. Odważny, bezkompromisowy i wygadany. Przed Wami Paweł Frąckowiak, bramkarz Wisły Kraków.
Zapewne nie przypuszczałeś, że twoja kariera tak się potoczy. Rok regularnej gry w Polonii, potem przejście do Wisły i tutaj też pierwszy plac.Oczywiście, że nie wiedziałem, co mnie czeka. Miałem jednak pewien plan. Nigdy nie zapomnę panu Stokowcowi, że dał mi tak dużą szansę, gdy dopiero ledwo osiągnąłem pełnoletność. Pan Smuda również na mnie postawił, za co też jestem mu wdzięczny.
Jak wspominasz epizod w Polonii?Epizod? Ja tam byłem pięć lat. Ostatni rok już w seniorskiej drużynie. Wiadomo, gdyby Józef Wojciechowski dalej inwestował w Polonię, mógłbym dopiero mieć dwa-trzy mecze w barwach „Czarnych Koszul”. Stało się jednak inaczej. Jak było? W skrócie: biednie, ale wesoło. I solidnie na boisku.
Teraz reprezentujesz „Białą Gwiazdę”. Nie bałeś się przyjechać do Krakowa ze stolicy, do nowego otoczenia w tak młodym wieku?A czemu niby miałbym czuć strach? Przecież nie przychodziłem z Legii, której i tak nie lubię. Wiedziałem, że Wisła szuka bramkarza, bo nie jest pewna co do „Miśka” (Michała Miśkiewicza – przypis redakcji). Wygrałem dosyć szybko rywalizację i tak zostało do dziś. Jestem golkiperem numer jeden w Wiśle. Natomiast Kraków to bardzo dobre miejsce do życia.
Wiesz zapewne, że młodym piłkarzom, którzy szybko doświadczają gry w Ekstraklasie, nieraz „odbija palma”. Nie grozi ci to?Myślę, że nie. Jestem poukładanym, wręcz pedantycznym człowiekiem. Mam jedną dziewczynę od dwóch lat, jeden stary samochód i stabilne, spokojne życie. Treningi – mieszkanie. Imprezowania nie lubię, więc niby co mi może zagrozić?
W tym sezonie poczułeś już krytykę ze strony fanów Wisły oraz ekspertów. Nie odcina ci ona skrzydeł? W żadnym przypadku. Nigdy się nie poddaję. Krytyka mnie tylko motywuje. Jeśli, za przeproszeniem dam w danym meczu dupy, to robię wszystko, by następnym razem to naprawić.
Jesteś bardzo pewny siebie. Tak samo jest w szatni Wisły? Takie mam usposobienie. Ale nie jest to cwaniakowanie, bo wiem, że pewności dodaje mi mój profesjonalizm. Zostaję po treningu, wołam Semira (Stilica – przypis redakcji) i ćwiczę dodatkowo bronienie. Jako bramkarz muszę być pewny i zawsze w dobrej kondycji fizycznej. Nawet w szatni mimo, że mam 19 lat.
Niektórzy już zdążyli cię wsadzić z tym charakterem i umiejętnościami do reprezentacji Polski. Co ty na to?Spokojnie. Chcę grać w kadrze, ale na wszystko w życiu przyjdzie czas. Najpierw należy pograć dobrze w Wiśle, osiągnąć coś, a potem się zobaczy. Ja żyję dniem dzisiejszym, wiadomo – mam plany – ale ogólnie się nie spinam. Pożyjemy, zobaczymy jak będzie.
Muszę przyznać, że masz dobrze poukładane w głowie (śmiech). Na zakończenie tego wywiadu powiedz nam, z kim najlepiej dogadujesz się w zespole? Dzięki (śmiech). No cóż… najlepiej… hmm. Lubię bardzo Semira, Vincenta (Bikanę – przypis redakcji), braci Brożków, „Stjepę” (Stjepanovica – przypis redakcji). O, tajemniczy są za to Marcelo Sosa i „Dziki”(Rafał Boguski – przypis redakcji) (śmiech). Ale ogólnie z każdym się dogaduję i tworzymy zgraną paczkę. Taką wiślacką rodzinę.