#1
"Co jest kuźwa?" - to chyba moja pierwsza myśl, kiedy o czwartej rano ze snu wyrwał mnie dzwonek komórki. Fakt, lubię Paradise City, ale nie o tej porze... Wlokę rękę po szafce w poszukiwaniu nie cichnącego głosu Axla Rose'a. Jest. Blask ekranu mnie oślepił, jak przez mgłę widzę nazwę kontaktu. Prezes Morgan. O tej porze? O co może chodzić? Zielona słuchawka...
-Halo? Gus?
-Tak prezesie. Co się dzieje? Tragedia? Wojna? Strajk?
-Nie Gus, coś gorszego. Musisz przyjechać, to nie jest rozmowa na telefon.
-Teraz?
-Natychmiast, czekam na Ciebie w biurze.
Stan jaki zafundowała mi ta pobudka nie pomagał mi w "trzeźwym" przekalkulowaniu zaistniałej przed chwilą rozmowy. Nie miałem chyba innego wyjścia jak tylko wstać, doprowadzić się do odpowiedniego stanu i ruszyć w kierunku Molineux. W mojej głowie kłębiły się dziesiątki tysięcy myśli. Dlaczego prezes wyrywa mnie ze snu tak wcześnie? Co jest tak ważne, by nie móc poczekać z tym do normalnych godzin pracy? Ostatecznie nie wiem, czy założyłem nawet skarpetki do pary, ale to chyba nieistotne.
Wydawało mi się, że minęła dosłownie chwila, od momentu, kiedy zabrzmiał dzwonek telefonu, a już siedziałem w swoim Cadillacu CTS zmierzając na spotkanie. Cholerna pogoda, znowu będzie padać cały dzień. Chyba właśnie to najbardziej mnie irytuje w tym kraju - wieczne opady deszczu. Ulice są opustoszałe, wszystko to wydaje się straszliwie przygnębiające. Te depresyjne sceny wywołały u mnie jeszcze większe obawy. Dojechałem, parkowanie, wysiadam i zamykam samochód.
...
-Wejdź Gus.
Głos Morgana nie wróżył zbyt dobrze. Był przygaszony, widocznie coś niemiłosiernie truło mu wątrobę. Mój niepokój został jeszcze bardziej spotęgowany. Co się dzieje do cholery?
-Napijesz się? Koniak, nie wiem czy coś Ci to mówi - Martell Very Special. Przywiozłem go ze sobą z ostatniego pobytu we Francji. Wiesz, że Francuzi nie jedzą tylko i wyłącznie żab?
Twarz Steve'a na chwilę rozpromienił ledwo zauważalny uśmiech. Chciał rozluźnić atmosferę, ale raczej mu nie wychodziło.
-Przepraszam Gus, przecież prowadzisz. Pewnie ciągle nurtuje Cię pytanie, dlaczego Cię tutaj sprowadziłem.
-Tak prezesie. Nie ukrywam, że telefon o tej porze niezwykle mnie zaniepokoił.
-Wiem Gustavo... Wiem...
Morgan zawiesił się na chwilę, jakby zbierał siły, łapał oddech.
-Wiem, że wszystkim wokół może się wydawać, że jest lepiej niż być powinno. Telewizja, kibice, prasa - kochają Cię Gus, za to co dla nich robisz.
-Ależ...
-Nie, nie chcę żebyś umniejszał swoim zasługom. Jest jednak coś o czym powinieneś wiedzieć... Moje notowania na giełdzie lecą na łeb i na szyję. Mimo sukcesów jakie osiągnęliśmy nie mogę być nawet pewny tego, czy jutro będę w stanie wypłacić wszystkim należne co do funta.
-Ale... Jak to? Myślałem, że kondycja finansowa klubu jest wręcz świetna - te wszystkie transfery...
-Tak Gus, wiem o tym. Jednak to jest TERAZ. Pieniądze szejków, które są na siłę ładowane w Manchestery i inne Malagi robią nam gnój z rynku. Inwestorzy są coraz bardziej ostrożniejsi, wolą ładować kasę w katarskie złoża niż wesprzeć spółkę budowlaną.
-Rozumiem... Tylko co ja mam z tym wspólnego?
-To wszystko w końcu wyjdzie na jaw. Nie damy rady długo utrzymywać w tajemnicy, że siedzimy na bombie zegarowej. Kryzys trwa od 2007 roku, ale chyba nikt się nie spodziewał, że to zajdzie tak daleko. Nie wiem ile mamy czasu - rok, dwa, pięć, a może to kwestia dni. Twoją rolą jest utrzymanie prawidłowych nastrojów w drużynie. Nikt... dosłownie NIKT nie może pomyśleć o odejściu z zespołu, ponieważ będzie bał się o to czy kolejnego dnia nie wyląduje na bruku bez swojej wypłaty.
Wszystko jasne. Kryzys zaczyna wnikać w najgłębsze struktury gospodarki Anglii. Wiem, że na razie wiedzą o tym tylko biznesmeni tacy jak Steve, ale... jak długo? Został postawiony przede mną jasny cel - jeśli to wszystko wybuchnie mam utrzymać dobre nastroje w zespole. To przypomina zimną wojnę - nikt nie odważy się podnieść na drugiego ręki, bo bronią będzie pieniądz.
-Zapalisz?
-Słucham?
-Pytałem czy zapalisz. Marlboro, nie wiem jakie masz upodobania.
-Nie, dziękuję. Pan pali? Myślałem, że ten nałóg pana nie dotyczy.
-Nie dotyczył. Idą ciężkie czasy Gus, stres nie służy nikomu, szczególnie gdy stawka idzie o dziesiątki milionów funtów, na których stoi ten klub.
Prezes się nie myli, to nie ulega wątpliwościom. Idą ciężkie czasy, to fakt, lecz na razie wolę myśleć o teraźniejszości. Jest jeszcze wiele do zrobienia, wiem, że Steve potrzebował kogoś komu mógłby powierzyć ciężar, który nosi w sobie od jakiegoś czasu. Nie wiem na ile realna jest ta groźba w obliczu najbliższego czasu. Chyba czas wrócić do domu, do łóżka. Dzień dopiero się zaczyna, wolę żeby ta rozmowa nie zajmowała mi już umysłu.
Pewnie zastanawia was jakiś nowy wytwór w moim wykonaniu. Tak, chciałbym wprowadzić do kariery "cykl" luźnych wycinków z życia ludzi tworzących zespół Wolverhampton. Jak podoba wam się takie urozmaicenie? Wiem, że widzieliście już podobne rzeczy w innych karierach i boję się trochę zarzutów o plagiat (mówię tu głównie o wątku manutdFP, gdzie można znaleźć cykl dotyczący osoby trenera), ale myślę, że każda taka historia jest inna i ma swój specyficzny klimat. Byłoby to wypełnienie istotnych tematów dotyczących Wolves, bo przecież klub nie żyje samymi meczami. Ocenę pozostawiam wam - warto czy jednak nie?