Taki tu ruch, że aż się nie chce niczego nowego wrzucać
Syn marnotrawny powraca. Strata do Barcelony maleje. W grudniu południowoamerykańska konfederacja piłki nożnej (CONMEBOL) postanowiła przywrócić do życia towarzyski turniej zwany niegdyś Copa Julio Roca (Puchar Julio Roca). Teraz pod egidą Superclásico de las Américas (Super klasyk Ameryki), to dwumecz, rozgrywany pomiędzy reprezentacjami Brazylii i Argentyny. Pomysł ten wywołał burzę kontrowersji, bowiem termin ów turnieju pokrywa się ze startem rundy wiosennej ligi hiszpańskiej, przez co czołowe kluby Primera División posiadające w swoich szeregach największego gwiazdy z Brazylii i Argentyny, zostały postawione w kłopotliwej sytuacji. Nie pomogły protesty skierowane do FIFA i tak Real musiał radzić sobie bez Ronaldo, Roberto Carlosa i Lúcio, w pierwszym meczu 2007 roku.
Del Bosque mógł skorzystać natomiast z innego Brazylijczyka, syna marnotrawnego, który tak bardzo chciał opuścić Madryt w zimowym okienku transferowym. Mowa oczywiście o Robinho. Włodarze
Królewskich usiedli w grudniu do stołu z piłkarzem i jego agentem, Wagnerem Ribeiro, i po przeanalizowaniu wszystkich ofert i opcji doszli do wniosku, iż najlepiej będzie, jeśli Brazylijczyk pozostanie w klubie przynajmniej do końca sezonu. Naturalnie głównym warunkiem piłkarza była większa ilość minut spędzonych na boisku. Te Robinho otrzymał od razu.
Real we wrześniu na inaugurację rozgrywek Primera División zremisował bezbramkowo w słabym stylu z Celtą. Klub z Vigo zrobił jednak w ostatnim czasie wielkie postępy, o czym świadczy choćby dojście do finału Pucharu UEFA, w którym piłkarze Fernando Vázqueza ulegli Chelsea 3-1. Tym razem atutem
Królewskich było zdecydowanie większe zgranie nowych
Galáctico, jak i własny stadion, choć kontrowersyjna nieobecność trzech podstawowych piłkarzy
Canarinhos mogła dać się we znaki.
Tak długo, jak kibicie na Santiago Bernabéu nie wiedzieli jaki stosunek przybrać wobec Robinho, tak szybko młody gwiazdor rozwiał te wątpliwości. W 8. minucie Totti jednym podaniem rozmontował fatalnie zorganizowaną defensywę Celty i do piłki doszedł Robinho. Brazylijczyk przyjął i uderzył lewą nogą tak, że golkiper gości, Esteban, nawet nie raczył interweniować. Nie obyło się oczywiście bez prowokacji ze strony atakującego Realu, który podbiegł do narożnika i w charakterystycznym geście przyłożył dłonie do uszu, nasłuchując reakcji ze strony publiczności. Odpowiedź Celty na straconego gola nastąpiła po 20 minutach. Świetne podanie w uliczkę od Capucho do Canobbio i lewy pomocnik gości dwukrotnie przegrywa pojedynek z Casillasem. Real najpoważniejszą sytuację do strzelenia drugiej bramki stworzył 7 minut później. Salgado wkręcił na prawej flance Placente, ściął w pole karne i wyłożył piłkę Raúlowi. Ten bez przyjęcia uderzył słabszą nogą i piłka omal nie „pocałowała” prawego słupka.
W przerwie
Królewscy nasłuchiwali wieści z Santander, bowiem równolegle swój mecz rozgrywała Barcelona. Racing, który tak napsuł krwi Realowi w ćwierćfinałowym meczu Pucharu Króla, dość niespodziewanie remisował bezbramkowo z odwiecznym rywalem
Los Blancos. Wracając do meczu w Madrycie, Celta weszła lepiej w drugą połowę. W 50. minucie prawy obrońca
Celtiñas, Ángel, oszukał Pirlo przy linii końcowej i posłał piłkę w pole karne. Dość niespodziewane kłopoty z tym zagraniem miał Casillas, który bardzo niepewnie interweniował. Przyciśnięty przez gości z Vigo Real, przebudził się w 61. minucie. Błyskotliwa dwójkowa akcja Raúla z Robinho i kapitan
Galácticos było o krok od podwyższenia prowadzenia. Ostatni kwadrans, to nawałnica Realu, który chciał zdecydowanie dać do zrozumienia, kto w tym spotkaniu był lepszy. Dwie okazje miał
super-rezerwowy, Javier Portillo. W 75. minucie wychowanek
Los Merengues uderzał z dość ostrego konta, ale Esteban nie dał się zaskoczyć. Na dwie minuty przed regulaminowym czasem gry Portillo miał zdecydowanie lepszą sytuację. Fatalną stratą we własnym polu karnym popisał się Pablo Contreras i przed szansą stanął Portillo. Uderzenie Hiszpana i tym razem zostało świetnie wybronione przez Estebana. Mecz zakończył się więc skromnym zwycięstwem
Królewskich.
Oprócz powrotu do łask Robinho, po spotkaniu mogła cieszyć jeszcze jedna wiadomość: bezbramkowy wynik z Santander się utrzymał i tak Barcelona traci kolejne punkty. Strata Realu do
Barçy wynosi już tylko 3 oczka. Druga Valencia zrównała się punktami z
Dumą Katalonii, lecz posiada gorszy bilans bramkowy, choć w bezpośrednim starciu z piłkarzami Franka Rijkaarda to
Nietoperze byli górą.
Kliknij aby powiększyć