#30
Jest 3 listopad, przed nami 2 ostatnie kolejki. Najcięższe mecze, ponieważ gramy z liderem, i z 3 siłą ligi. Jacek Gabrusiewicz - nasz boczny obrońca poprosił mnie, abym pojechał z nim wybrać nowe obuwie sportowe. Jako, że nie miałem nic do pracy zgodziłem się. Wyjeżdżamy o 12.00, założyłem już zimową kurtkę, wieje bardzo silny wiatr. Pojechaliśmy jego samochodem. Stawiłem się u Jacka 10 minut przed umówioną porą. Wyjechaliśmy punktualnie.
Na początku mieliśmy wstąpić do sklepu sportowego "Promotor". Jechaliśmy spokojnie, słuchając RMF FM. Nagle na głównym skrzyżowaniu w mieście zatrzymaliśmy się, bo zaświeciło się czerwone światło. Zobaczyliśmy jak z naprzeciwka szarżuje, nie zważając na przepisy srebrne Porshe. Myślimy sobie - chce zaszpanować, zaraz z piskiem zatrzyma wóz. Ale nie, tak się nie stało.
Obok nas na sąsiednim pasie stała jakaś Corsa. Patrzyłem z przerażeniem co się dzieje. Porsche nawet nie zwolniło o 10 km/h.
Będzie chciał się przecisnąć między mną a tą Corsą. Boże, przecież mu to się nie uda, a na pewno nie przy tej prędkości. Podniosłem rękę do czoła, aby się przeżegnać, nie zdążyłem. Poczułem jak cały wóz się trzęsie, kawałki przedniej szyby wbijają mi się w ciało. Poduszka powietrzna nie otworzyła się, dlaczego? Upadając na skrzynię biegów klatką piersiową zobaczyłem jeszcze jak Jacek ma całą twarz we krwi. Nie! Nie! On nie mógł zginąć! Jac...
Obudziłem się w szpitalu. Mam nogi, ręce?! Mogę poruszyć nogami, a ręce?
Ręce w porządku. Ale co się stało? Chyba jestem w szpitalu, ciekawe jak tu trafiłem? Złapałem się za głowę, a co to?! Bandaż?!
A więc coś zrobiłem sobie w głowę? Chwila, chwila...
Zielona Corsa, światło... Co to było? Porsche, jakiś huk tłuczonej szyby... Wypadek! Pewnie miałem wypadek! Ale jak?! Po co ja jechałem?! I czy sam byłem czy może z dziećmi? Nie, chwila, ja nie mam dzieci... Jacek!!! To on był ze mną! Po buty! Gdzie on jest?! Gdzie on jest?! Tu, w szpitalu, w domu, a może... nie żyje?
- Siostro!
- Tak?
- Gdzie Jacek?!
- Jaki Jacek?
- Ja miałem z nim wypadek, on żyje?! Proszę powie siostra, że tak.
- Nie wiem o co chodzi Panu... - Aaaaa, pan wczoraj miał wypadek?
- Tak!
- Jechał pan samochodem i zderzył się na skrzyżowaniu?
- Nie zderzyłem się, ktoś uderzył w nas, kiedy staliśmy na światłach i kierował mój kolega.
- Tak, wiem już kto to.
- A jak jego stan?
- Dobry, nie jest źle, ma jednak obrażenia głowy.
Natychmiast podniosłem się z łóżka, dopiero teraz zobaczyłem, że jestem pod kroplówką.
- Nie, nie, Pan musi wypoczywać.
- Ale ja muszę się z nim zobaczyć!
Wstałem na nogi, czułem się dobrze.
- Czy mogłaby Pani to coś odłączyć?
Pielęgniarka pokręciła głową i wykonała moje żądanie.
- Gdzie on leży?
- Zaraz sprawdzę - powiedziała.
- Na tym piętrze w 7 sali.
Niemal pobiegłem. Leżał tam! Twarz miał całą opuchniętą. Oczy miał otwarte!
- Jacek!
- Pan Trener?! - uśmiechnął się ciężko.
Zaczęliśmy się tulić do siebie.
- Co się stało? - spytał.
- Wypadek mieliśmy.
- Ah, tak. A co tamtemu kut*sowi, co w nas wjechał?
- Nie wiem, nie obchodzi mnie on.
- Ale śmiesznie trener wygląda w tym bandażu na głowie.
- Ty się lepiej nie śmiej, ty masz to samo - powiedziałem z uśmiechem.
Po 2 godzinach pogawędki wyszliśmy z sali i poszliśmy wypisać się na życzenie.
Lekarz powiedział, że powinniśmy pobyć na obserwacji, ale nie posłuchaliśmy go. W końcu za 3 dni wielki mecz!
Jacek na pewno nie zagra, szkoda. To solidny obrońca, ale ma silną konkurencję. Ale damy radę!
Wszystko zakończyło się szczęśliwie, nie odnieśliśmy poważnych obrażeń, najbardziej zraniło nas to szkło z szyby.
Samochód do kasacji, ale Jacek akurat nie za bardzo się przejął. Oczywiście na naszych komórkach wyświetliło się po kilkanaście połączeń nieodebranych, wszyscy już się dowiedzieli. Poszliśmy pod budynek klubowy, w gabinecie prezesa była cała kadra, jak tylko weszliśmy od razu zostaliśmy wyściskani i musieliśmy opowiadać jak to było...Ufffffff, mieliśmy szczęście.
W następnej części: mecz.