Czuję się niespełniony po meczu z Mallorcą.. mogłem dać z siebie więcej, pokusić się o asystę lub bramkę.. bez skutku. A w tym tygodniu gramy w lidze. Z Valencią.. To będzie trudna przeprawa nie tylko dla mnie jako zawodnika, który chce się pokazać trenerowi, ale także la całej drużyny.. Valencia to jest w końcu wielka firma, a my? Może źle nas oceniam.. w końcu jesteśmy wysoko w lidze. Wejdę najpewniej w okolicach 60 minuty.. to na pokazanie się z taką drużyną bardzo mało.. chociaż, może.. Mimo to jestem zmotywowany. Mecz gramy znów u siebie. Mam szczęście, kiedy nadarzyło się więcej meczów wyjazdowych, ja miałem kontuzję. Na moje miejsce przez ten czas wskoczył M'bami i ze względu na moją nieobecność gramy ustawieniem z dwoma lub nawet czasem trzema defensywnymi pomocnikami.. jakby trener zamierzał się w każdym meczu bronić. Rozumiem, że nie jesteśmy w obronie tacy dobrzy jak np. Barcelona, ale trzeba uwierzyć trochę w nasz zespół, umiemy grać w normalnej formacji. Trudno będzie wygryźć M'bamiego.. to weteran w Almerii, a ja? Jakiś tam smarkacz, który jeszcze niedawno był "ogrodnikiem". No nic trzeba zagrać jak się najlepiej potrafi w każdym meczu. Dać z siebie wszystko, tu w Almerii jeżeli tego nie robisz to po prostu nie grasz..
Mecz zaczynał się o 20, jak zwykle pojawiłem się godzinę wcześniej. Tym razem przed stadionem stał uzasadniony tłum, kto by chciał odpuścić mecz z Valencią? Jakoś się przez niego przedarłem i zaparkowałem. Wszedłem do szatni. Wszyscy siedzieli na ławkach, nikt jeszcze nie był przebrany bo i po co. Do meczu jeszcze sporo czasu, gdy przyjdzie trener to zaczniemy się przebierać. Wkrótce się pojawił. Wszedł wolnym krokiem do szatni, był zabójczo poważny.
- Panowie. - powiedział - dziś gramy ważny mecz z wielką drużyną jaką jest Valencia. Uwierzcie w siebie proszę bo na prawdę możemy wygrać.
Nic więcej na ten temat nie powiedział, od razu przeszedł do ustalania składu. Zamiast mnie znów M'bami. Później ustalił taktykę. Mieliśmy grać rozważnie w obronie czekając na błąd przeciwnika i odważnie w ataku wyprowadzając kontrataki. Wygonił nas na boisko. Stadion był już pełny na pół godziny przed spotkaniem, chyba kibice wiedzieli, że to może być ciekawe widowisko. Panowała niesamowita atmosfera, kibice byli pozytywnie nastawieni, aż chciało się grać! Pograliśmy trochę w dziadka i zeszliśmy z boiska, pierwszy zespół rozgrzewał się dłużej niż zwykle, do tego doszły ćwiczenia rozciągające. Chyba trener Frederic chce żeby drużyna była świeża i lekka w tym meczu. Jak będzie to się dopiero okażę..
Wszyscy stali już ustawieni na boisku. Widoczna była pewność siebie Valencii, chcieli oni taką postawą nas przestraszyć. Rozległ się pierwszy gwizdek. Z początku jednak byliśmy nieco wystraszeni, traciliśmy bezsensownie piłkę, nie potrafiliśmy przedrzeć się na przynajmniej 25 metr od bramki gości. Valencia stosowała wysoki pressing, udawało się nam wykonać 3, 4 podania i piłka była przy nodze przeciwników. Dodatkowo skrzydłem szarżował Juan Mata, jest piekielnie szybki, nasi obrońcy nie nadążali za jego sprintami i groźnymi dośrodkowaniami, na szczęście wszystko w polu karnym "czyścili" już stoperzy. Udało nam się przetrwać to oblężenie, do pierwszej połowy wynik bezbramkowy, najedliśmy się na ławce sporo nerwów.. Valencia nas zaskoczyła. Porozgrzewaliśmy się trochę, być może zaraz nastąpi zmiana. Nic z tego.. zresztą nie pamiętam żeby nasz trener zmienił kogoś po 45 minutach. Zaczęła Valencia. Początek był dobry, oddaliśmy 2 strzały.. co prawda jeden niecelny, drugi prosto w bramkarza. Znów inicjatywę przejęła Valencia. Znów szarżował Mata, znów nie dawali sobie z nim rady obrońcy. Trener spojrzał tylko na mnie i kiwnął głową. Wiedziałem, że to znak abym się rozgrzewał. Wchodzę! Chwilę potem stałem już przy linii bocznej.
Była to 64' minuta, zmieniłem na boisku Bernardello i pobiegłem na swoją pozycję. Valencia wykonywała rzut z autu. Na razie robiłem co mogłem, biegałem od prawego do lewego skrzydła, za akcją też mknąłem sprintem, nasze akcje trochę się ożywiły co nieco ździwiło przeciwników. Można powiedzieć, że nawet przeważaliśmy. Nadeszła 72' minuta, skrzydłem biegł Corona, minął obrońcę i wrzucił piłkę w pole karne, co prawda trochę za mocno, do futbolówki zdołał jeszcze dojść Goitom, zgrał ją do mnie, a ja strzeliłem przy słupku. GOL! 1:0!
Stadion szalał! Kibice skandowali moje nazwisko! Mój 3 gol w Almerii i to jakże ważny! Pobiegliśmy na swoją połowę. Piłkarze Valencii patrzyli na mnie jak na kata.. Teraz to oni bezskutecznie atakowali, my pewni siebie broniliśmy się bardzo dobrze. Byłem z siebie zadowolony, strzeliłem bramkę w drugim meczu po kontuzji i to z nie byle kim! Wynik do końca nie uległ zmianie. Wygraliśmy! Na trybunach euforia!
Po meczu dowiedziałem się też z telewizji, że zostałem wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania! Drugi raz w karierze! Chyba wykorzystałem swoją szansę na grę w stu procentach.
Po tym zwycięstwie jesteśmy tuż Sevillą, tracimy do niej 1 punkt..