23. kolejka EPL
Z piekła do nieba.
Po ostatnim meczu zawodnicy Wolverhampton dostali porządny zastrzyk energii i motywacji. Mecz z Norwich z założenia miał być spacerkiem i bez problemu łupem miały paść trzy punkty. Niestety jak to bywa przy zbytniej pewności siebie - założenia przerodziły się w walkę o realizację oddalającego się celu.
Pierwsze minuty były tak zaskakujące, że w pewnym momencie Wilki nie wiedziały gdzie są i co tutaj robią. Pierwszy gwizdek, akcja gospodarzy, Howson ciągnie grę prawym skrzydłem, przy nim Reckord, lecz udaje mu się wrzucić w pole karne, gdzie nieupilnowany Pilkington wyskoczył do granic swoich możliwości i wpakował piłkę do siatki. Tak szybkiego ciosu Wolverhampton nie otrzymało jeszcze w żadnym meczu. Jakby tego było mało w 8. minucie bliźniaczą akcje rozpoczyna Bennett, prawą stroną w okolice pola karnego, płaska wrzutka i niespodziewanie "szczupakiem" w piłkę wbija się Morison i zdobywa gola. Trybuny, gdzie znajdowali się kibice gości zamilkły, w ciągu ośmiu minut Wolverhampton przegrywało już 2:0. Na całe szczęście w dzisiejszym meczu mogliśmy już oglądać Kevina Doyle, który ostatnią grę opuścił z powodu zmęczenia. Niezawodny snajper odpowiedział błyskawicznie - w 11. minucie otrzymał podanie od Chanturii, sprawnym zwodem minął przeciwnika w polu karnym i oddał zabójczy strzał zdobywając kontaktowego gola. W 21. minucie pokazał się Wolski, jednak jego strzał obronił bramkarz. Doyle'owi było mało - w 24. minucie Fletcher zagrał na prawą stronę do Irlandczyka, który mając obok dwóch obrońców i przepychając się z jednym z nich zdołał oddać strzał w długi róg bramki i wyrównać stan spotkania. W pierwszej połowie mogliśmy mieć 3:2 dla Norwich, jednak Pilkington podał do Morisona, kiedy ten był na spalonym i gol nie został uznany, gracze gospodarzy mieli pretensje do arbitra, jednak zupełnie nieuzasadnione.
Druga połowa to prawdziwe oblężenie bramki Norwich. W 49. minucie bliski zdobycia gola był Stearman, po wrzutce O'Hary z rożnego uderzył głową pod poprzeczkę, jednak na posterunku był bramkarz. W 66. minucie Ebanks Blake mógł wyjść sam-na-sam z bramkarzem, jednak przypilnowali go obrońcy i efektem przepychanek jest strzał nad bramką. Gospodarze odpowiedzieli groźnie tylko raz - w 73. minucie Holt był na czystej pozycji w okolicy szesnastego metra, gdzie otrzymał idealne podanie, strzelił jednak zbyt mocno. Trzy punkty i szaleństwo kibiców gości to zasługa akcji Wolski - Ebanks Blake. Polak z pierwszej piłki zagrał do Blake'a, który czekał w środku pola karnego, ten niczym zawodnik klasy światowej założył obrońcy "sito" i nie dał szans bramkarzowi.
Mecz, który rozpoczął się tragedią, kończy się szczęśliwie dla gości. Nadal niepokojącą sprawą jest liczba traconych goli, a przede wszystkim luki w formacji obrony. Wilki muszą szukać dobrego wyjścia, a przede wszystkim wzmocnień, jeśli chcą myśleć o nawiązywaniu walki z najlepszymi.