Dzięki za miłe słowa, staram się żeby opisy nie były nużące i dało się to jakoś czytać 26. kolejka EPL
Jemu ciągle mało.
Luty, sobota, dzień wydawałoby się jak każdy inny, a my znów walczymy o punkty. Mecz na pozór łatwy dla podopiecznych Poyeta, ponieważ Sunderland okupuje strefę spadkową i nie zanosi się, by wyszedł stamtąd jeszcze przez długi czas.
No i Wilki ruszyły z bardzo grubej rury. Nikt nie zamierzał czekać, kiedy to Sunderland będzie gotowy na cios - w 6. minucie Fletcher z linii szesnastego metra podał do Doyle'a na wysokość jedenastki, a ten z gracją baletnicy obrócił się i jednocześnie oddał strzał umieszczając piłkę w siatce. Czy naszemu przemiłemu Irlandczykowi wciąż mało? To już jego dwudziesty pierwszy gol w lidze i jak tak dalej pójdzie, to niedługo wyląduje w Barcelonie czy innej Niecieczy. W 14. minucie możemy przytoczyć zdanie słynnego francuskiego wodza, obecnego w naszym hymnie: "Laissez faire aux Polonais!" (Zostawcie to Polakom!). Wtedy to Wolski zagrał do Doyle'a na lewą stronę pola karnego, bramkarz wyszedł w stronę Kevina, a ten oddał piłkę Wolskiemu za plecy obrońców, a Polakowi pozostało wrzucić futbolówkę do praktycznie pustej bramki. 2:0. Sunderland też próbował, żeby nie było, że oddali mecz bez walki. Były to jednak próby daremne, bo Richardson szukał bramki chyba w powietrzu. No i koniec atrakcji w pierwszej połowie.
W drugiej części spotkania Wilki trochę się rozleniwiły, ale nie dawały też dostępu do własnej bramki. W 56. minucie znowu szczęścia próbuje Richardson, ale Lezzerini wyciągnął się jak guma i rozwiał złudzenia strzelca. Trzy minuty potem Reckord chciał łagodnie powstrzymać kontrę. Z chęci wyszło tyle, że jego wślizg był godny meczu rugby i bohater obejrzał żółty kartonik. W 64. minucie znowu zamach na naszego bramkarza. Sessegnon posłał atomowy strzał z pierwszej piłki z jakichś dwudziestu metrów i nasz dzielny golkiper znów prosi się o złamanie otwarte i wybija piłkę za linię końcową. No i znowu mijają trzy minuty i mamy powtórkę z poprzedniego meczu. Campbell podaje do Bendtera, ten wychodzi sam-na-sam i strzela gola. Cały zespół rzuca się na strzelca i dopiero po paru chwilach gracze zauważają jak sędzia wydziera im radość niczym pluszaka rozradowanemu dziecku. Chorągiewka w górze. To chyba podcięło skrzydła gościom, bo potem sam Bendter, mając drugą okazję sam-na-sam już na czystej pozycji oddaje strzał silny ale ewidentnie jakby tej bramki strzelać nie zamierzał, albo się wybiegającego bramkarza przestraszył i upolował bandy obok bramki. I takim (nie)miłym akcentem kończy się mecz, który nadal pozwala Wolverhampton myśleć o strefie premiującej do LE.
Mecz wbrew pozorom nie zachwycił, szybkie dwa gole i koniec rozrywki. Dobrze, że Wolski strzela, bo znowu zrobiłaby się nagonka, że jak Polak na Wyspach, to tylko na zmywak.