Ciężka noc.
#6 | #142
Nie mogę zasnąć. Zbyt dużo stresu jak na jeden sezon, tak wiele niewiadomych. Lada chwila mogą nas wyrzucić z hukiem z Premier League. I co ja powiem chłopakom? Są ogromnie zmotywowani by wyrwać przynajmniej FA Cup i spróbować sił w Lidze Europy... Tylko co jeśli naprawdę to się uda, wpadną w euforię, a na drugi dzień dostaniemy kopa na odchodne w kierunku Championship? Nie chcę o tym myśleć a zarazem muszę mieć ciągle tego świadomość. Jeśli nie wykończę się przed końcem sezonu to naprawdę będzie dobrze. Czuję, że przysypiam, nie dam rady zbyt długo ślęczeć nad tymi papierami... Telefon? O tej porze może to być tylko jedna osoba...
-Tak prezesie?
-O, Gus, nie śpisz. Dobrze. Bardzo dobrze.
-O co chodzi? Nie wydajesz się być szczególnie spokojny.
-Bo nie jestem, nikt w takiej sytuacji nie byłby oazą spokoju. Możesz rano do mnie wpaść? Jest parę kwestii do omówienia.
-Jasne, skoro to konieczne. Nie ma problemu.
-Dzięki, będę czekał, spokojnej nocy.
-Wzajemnie.
Znam go już na tyle, że z daleka potrafię wyczuć każdą zmianę sytuacji. Chyba nie uraczy mnie zbyt pozytywnymi informacjami. Czy warto być jeszcze optymistą? Nie sądzę.
...
Spałem może ze dwie godziny, ale nie czuję zmęczenia. To już chyba mój naturalny stan, tak więc nie odczuwam negatywnych skutków. Zapewne do czasu.
Nie jestem zły. Myślę, że to bardziej zawód niż złość. Nic nie mogę i nie potrafię zrobić, a bezradność doprowadza mnie do szału. Przywiązałem się do tego zespołu, do tych ludzi, zawodników, nawet sprzątaczek. Każdego dnia oglądam te same, przyjazne mi twarze. Wiem, że futbol to biznes, ale ciężko mi rozbijać na kawałki tą jedną wielką rodzinę jaką stanowi mój zespół. Mimo wszystko tak trzeba, nic nie trwa wiecznie, nikt nigdy nie dał mi gwarancji, że jutro będę posiadał dach nad głową.
Już jakieś 20 metrów przed biurem prezesa unosi się zapach dymu tytoniowego. Stary wyga kopci gorzej niż wiekowa lokomotywa. Niedobrze.
Uchyliłem drzwi, a w środku ujrzałem wręcz prawdziwą mgłę, którą tworzył dym. Stevowi widocznie to nie przeszkadzało.
-Jestem do usług, zgodnie z życzeniem.
-Witaj Gus, dzięki, że mnie nie zawiodłeś. Zresztą jak zawsze.
-Drobiazg, przecież na tym polega moja praca.
-Przejdźmy zatem do rzeczy. Sygnały jakie docierają do mnie z FA nie są pozytywne. Wynik dochodzenia może się pojawić dosłownie na dniach, a po pierwszym wstrząsie związanym z werdyktem zacznie się medialne trzęsienie ziemi. Ani jedno, ani drugie nie jest nam na rękę. Musimy zastanowić się nad planem, który utrzyma tą drużynę w jednym kawałku podczas ewentualnej eksplozji.
-Jaka w tym jest moja rola?
-Przede wszystkim musisz stać się na jakiś czas perfekcyjnym psychologiem i strategiem. Jeśli padnie na Championship, to ktoś będzie musiał porozmawiać z zawodnikami, podbudować ich i przygotować na zmiany. Wiem, że oni nie są głupi i doskonale wiedzą co się święci, jednak bardzo dużo w nich optymizmu... Nie chcę żeby się załamali.
-A co z tobą?
-Ja zajmę się pijawkami z mediów. Pomożesz mi, ale w odpowiednim czasie i tylko w kwestiach związanych z samą drużyną, resztę zostaw mnie.
-No dobrze, ale... Co będzie dalej? Chyba cię nie wyrzucą?
-Gus, my dwaj wiemy, że niektóre sprawy nie zależą tylko i wyłącznie od nas, a pewne zdarzenia losowe są po prostu nieuniknione. Giełda to sprint przez pole minowe - można przez długi czas biec bez problemu, aż w pewnym momencie trafisz na minę, która niweczy wszelkie wcześniejsze osiągnięcia. Niestety, ja także trafiłem. Mój los jest w rękach całego zarządu. Niedługo odbędzie się nadzwyczajne zebranie, na którym podjęta zostanie decyzja, czy klub podziękuje mi za współprace i odda zespół w inne ręce.
-Masz jakiś plan? Cokolwiek, co pozwoli ci się wybronić?
-Oczywiście, mam jeszcze głowę na karku. Jednak muszę mieć też świadomość, że nie każdego ten plan przekona.
-Kiedy zebranie?
-Dziś, punkt 17, chcę żebyś też tam był.
-Dobrze, zjawie się.
...
Ta cała przygnębiająca otoczka mnie dobija. Zebranie zarządu zamienia się w prawdziwą sale sądową, albo wręcz podest z gilotyną, gdzie lada moment ma zostać odczytany wyrok. Świat przestał mnie obchodzić, pogrążyłem się w myślach. Szło tak dobrze... Czemu akurat my? Komu przeszkadzało, że Wolverhampton znowu zaczęło coś znaczyć? Cholerna bezradność, choćbym posiadał całą mądrość świata, to na pewne sprawy nie mogę mieć nawet małego wpływu.
-Witam wszystkich zebranych na nadzwyczajnym posiedzeniu zarządu klubu Wolverhampton Wanderers FC. Dzisiejsze spotkanie jest poświęcone sprawie, jaka jest od dłuższego czasu weryfikowana przez FA, jak również tematem obrad będzie stanowisko prezesa klubu. Przejdźmy do rzeczy:
Niecałe pół godziny temu na biurko prezesa trafiła decyzja FA, do której nie mamy prawa się odwołać...
-Tak, postanowiłem nie zaglądać do papierów w pojedynkę, wyłożę karty na stół przy was wszystkich.
-Dziękuję panie prezesie. Czy mógłby pan rozpieczętować dokument i przeczytać jego treść?
Nigdy nie widziałem tak roztrzęsionego Steva. Biedak, ta praca go wykończy. Widzę jak nerwowo chwyta specjalny nożyk i rozcina kopertę. Wyciąga kartkę, ale nie potrafię nic odczytać z jego twarzy.
-Decyzją The Football Association podjętą na walnym zebraniu w dniu 03.05.2014 klub Wolverhampton Wanderers FC zostaje...
c.d.n.