#47Jutro nasz prezes obchodzi 47 urodziny. Postanowiliśmy kupić jeden, wspólny prezent od wszystkich powiązanych w klubie. Składka była po 30 zł. Wyszła z tego sumka 1020 zł. Prezent miał kupić nasz masażysta, który zaproponował kupno aparatu cyfrowego Panasonic. Wszyscy przystali na tę propozycję.
Rano, w dniu jego urodzin, kiedy tylko otworzył drzwi od gabinetu ujrzał całą załogę klubową. Mnie, piłkarzy, lekarzy, masażystów itp. Wszyscy chórem zaśpiewali "100 lat", a potem oczywiście obdarowaliśmy tym podarkiem najważniejszą osobą w klubie. Było też kilka mniejszych prezencików, jak np. ode mnie. Kątem oka zobaczyłem jak prezes wyciera oczy. Wzruszył się. Wszystkich po kolei zaczął porządnie przytulać. Nagle rzucił:
- No to o 19.00 spotykamy się u mnie!
- Ale po co? - wiele osób spytało na raz.
- Po co, po co? Będzie impra! - zawołał wesoły prezes.
Wszyscy się ożywili i zadeklarowali swoje przybycie. Ciekawe tylko gdzie 34 osoby się pomieszczą. Ale ten prezes to niesamowita osoba, naprawdę podziwiam go za tę młodzieńczą energię. 47 lat na karku, a on wiecznie młody w duchu. No to się zabawimy...
O 18.55 podjechałem pod dom prezesa. Było już wiele osób. Jak tylko wyszedłem z auta usłyszałem, że już jest wesoło, muzyka grała tak, że po drugiej stronie ulicy było ją doskonale słychać. Kiedy wszedłem do domu, do salonu, w którym miały siedzieć 34 osoby, na stole ujrzałem chyba ze 30 litrów wódki. Zastanawiałem się tylko kto to wypije. Poczekaliśmy jeszcze 15 minut na spóźnialskich i zaczęliśmy naszą imprę! Zasiadliśmy wszyscy do stołu. Prezes wstał. Wszyscy myśleli, że zacznie jakieś przemówienie, jednak on powiedział tylko:
- Dziękuję Wam za przybycie i za ten prezent. A teraz...walimy wódę!
I zaczął polewać. Siedziałem obok prezesa i to właśnie mi pierwszemu nalał "Gorzką Żołądkową" do kieliszka. Kiedy już wszyscy mieli nalane w kieliszkach rzuciłem hasło:
- Za zdrowie prezesa!
I wszyscy wlali wódeczkę do swoich gardeł. O północy 10 osób już spało (czyt. "odpadło"), 5 rzygało przez okno, 2 czołgały się po podłodze w poszukiwaniu telefonów, a reszta siedziała przy stole dalej pijąc wódkę. W tym zacnym gronie byłem także ja. Prezes tez jeszcze mógł wlać w siebie pyszny alkohol
. O 2.00 kiedy już Ci, którzy odpadli wybudzili się, zaczęliśmy imprę na dobre! Wszyscy wyszli na środek sali i zaczęli tańczyć. I co tam, że połowa na czworakach. Kiedy chciałem na chwilę przestać i zasiąść do stołu zobaczyłem, że wódki już nie było.
- Eeeeeeeeeeeeeee, tego, wódki nie ma! - zawołałem wesoły.
- Lewy, co ty pier*olisz! Wódki nie może zabraknąć - odpowiedział prezes.
I za chwilę wrócił z całą kratką.
- Ale bez przesady, tyle nie wypijeeeeemy! - powiedziałem.
- Nie pier*ol tylko polewaj!
- Tak, dokładnie - wtórowała żona jubilata.
I zacząłem polewać. O 3 nad ranem, gdy całkiem zaczęło nam odwalać, a prezes wszedł nawet na stół strącając talerze, kieliszki, Bogu dzięki, że nie wódkę, wkroczyła policja.
- Ooooo, panowie policjanci! Wy też na imprezę? Zapraszam, zapraszam! - zawołałem. I nalałem do kieliszka wódkę.
- Trzyma Pan! - powiedziałem. I upuściłem kieliszek na but policjanta.
- Yyyyy, Lewy! - prezes zawołał do mnie.
- Taaaaaaak? - I osunąłem się na kanapę. Zasnąłem. Spałem tak do 9.00.
Policjanci oczywiście byli w sprawie zakłócania ciszy. Prezes został ukarany karą grzywny w wysokości 300zł. Ale impreza była przednia. I to najważniejsze. Kiedy już się wybudziłem wraz z całym tłumem, dowiedziałem się od naszego lekarza klubowego, który oczywiście wypił najmniej i wszystko doskonale widział i pamiętał, że:
* Chciałem poczęstować wódką policjanta i upuściłem kieliszek na jego but - A coś kojarzę...
* Wykląłem sekretarkę - Nie pamiętam, ale fajnie.
* Chciałem zrzygać się na naszą masażystkę i powiedziałem: "Lubię to". - Nie wiem jak jej w oczy spojrzę...
I wielu innych ciekawych faktach o innych osobach. Najciekawszym było chyba to, że nasz scout zasnął na...parapecie. Dodatkowo jak go zobaczyłem na czole miał narysowane...2 penisy... No jak małe dzieci. Ale Sahara, ale impra! Ale jazda!