Wreszcie. Nadszedł dzień w którym miałem zdawać egzamin główny. Strasznie się denerwowałem. Byłem umówiony z instruktorem na godzinę 12. Nie pogadaliśmy zbyt długo, kazał mi wsiadać do samochodu i jechać. Egzamin zdawałem jeżdżąc 2 godziny po mieście. Byłem strasznie niespokojny, było samo południe nie dość że ręce mi się pociły z nerwów to jeszcze przez temperaturę byłem zlany potem. Specjalnie krążyłem drogami pomiędzy centrum, a plażą, tam w końcu jest najmniejszy ruch. Zauważył to instruktor.
- Wiem, że się denerwujesz, ale idzie ci naprawdę dobrze, już teraz mógłbym ci dać te prawko. Jedź do centrum, tam nie jest na prawdę tak źle jak ci się wydaje.
Podbudowany tymi słowami nieco mechanicznie, ale ruszyłem w tamtą stronę. Można powiedzieć, że miałem farta, ulice były zatłoczone, staliśmy chyba 20 minut w korku. Nie było tu żadnej mojej winy więc instruktor gdy staliśmy w korku zaczął grzebać w swojej torbie.
- Masz, tu jest druczek dzięki któremu wydadzą ci prawo jazdy, załatw jeszcze zdjęcie legitymacyjne i zanieś to do centrum miasta. Nie ma sensu jeździć dalej po mieście, ulice są zatłoczone.
- Dziękuje. - odpowiedziałem z uśmiechem.
- Nie ma za co, tylko masz grać tak jak do tej pory! Nie wiem czemu Lillo cię nie wpuścił na to spotkanie z Malagą, to było kretyństwo z jego strony!
Zaśmiałem się. Staliśmy unieruchomieni w gigantycznym korku nieopodal stadionu, jakieś 2 ulice od niego. Instruktor powiedział, że odwiezie samochód. Polecił żebym szedł do domu w końcu to niedaleko. Ucieszyłem się, wreszcie zdałem prawo jazdy teraz będzie mi dużo łatwiej.
Przez ten cały czas długo zastanawiałem się jaki samochód kupić. Po obejrzeniu wielu programów i przeczytaniu wielu pism zdecydowałem się na chevroleta sparka. To solidne auto, poza tym chevrolet jest sponsorem Almerii, wszyscy zawodnicy jeździli ich wozami. Nie chciałem być jakimś "odmieńcem". Poszedłem do najbliższego bankomatu, wypłaciłem z konta 7500 euro i niechętnie udałem się autobusem do jednego z ich salonów. Chciałem mieć gotówkę przy sobie w razie gdyby nie można było płacić kartą. Po krótkiej drodze byłem już na miejscu. Wszedłem do budynku, stało w nim mnóstwo nowiuśkich samochodów. Szybko podszedł do mnie jakiś facet w garniturze.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytał
- Witam.. długo się zastanawiałem nad kupnem samochodu. Czy macie może na składzie sparka?
- Ależ oczywiście, proszę za mną!
Przeszliśmy się kawałek, stał nowy jeszcze pachniał fabryką. Przedstawiciel powiedział, że kosztuje 7200 euro, już dziś mógłbym nim wyjechać. Zaproponował mi czy nie chcę innej kolorystyki. Samochód był czerwony. Pomyślałem, że dobrze będzie pasować do barw Almerii. Poprosiłem o ten egzemplarz. Pan pstryknął palcami, z zaplecza wyszło dwóch panów, otworzyli auto i przez duże, szklane drzwi wywieźli go na parking. Podszedłem do kasy.
- Płaci pan kartą czy gotówką? - zapytał przedstawiciel
- Może gotówką.
- Dobrze, poproszę dowód osobisty.
- Yyy.. muszę pana rozczarować, ale go jeszcze nie posiadam. Może być prawo jazdy? - odpowiedziałem zaniepokojony
- Dobrze, bardzo proszę.
Dałem mu do ręki moje jeszcze wczoraj wyrobione prawko. Popatrzył na nie z zaciekawieniem, potem kliknął coś w komputerze i spojrzał na mnie.
- Pan gra w Almerii, prawda?
- Tak. - odpowiedziałem
- Wie pan, że dla zawodników przysługuję 15% zniżki?
- Nie, nie wiedziałem.
- W takim razie to będzie.. 6120 euro.
Dałem pieniądze, przedstawiciel wydał mi pieniądze i dał umowę. Miałem 3 lata gwarancji. Wyprowadził mnie na parking, dał kluczyki od samochodu i życzył miłego użytkowania. Podziękowałem i pojechałem do domu. Od teraz wszelkie sprawy w mieście załatwiałem samochodem.
Nadeszła kolejna niedziela. Tym razem gramy z Espanyolem, drużyny będącej cieniem dumy Katalonii. Znów gramy u siebie, to już 3 mecz na własnym boisku. Przejechałem się samochodem pod stadion, zaparkowałem na strzeżonym parkingu klubowym. Wszedłem do szatni, przebrałem się i usiadłem na ławce i pokornie czekałem na trenera i jego werdykt.. czy znów siedzę na ławce, czy gram. Chwilę potem się zjawił.
- Witam panowie, dziś gramy kolejny mecz. Po słabym popisie z Malagą musimy w tym meczu coś ugrać!
Dziś już się odzywał dokładnie przedstawił nam taktykę. Zapowiadało się dobrze... do czasu przedstawienia składu. Na pomocy znów wychodzi słaby Bernardello. Muszę przyznać, że wkurzyła mnie ta decyzja. Staram się na treningach, miałem dobry mecz z Herculesem, a nie gram! Wysłuchałem pokornie reszty tego co miał do powiedzenia i wyszedłem na stadion. Cała drużyna ruszyła w stronę trenera Frederica.. z wyjątkiem mnie i paru rezerwowych. Kibice chyba to zauważyli, na trybunach rozległy się gwizdy i niecenzuralne uwagi kierowane w stronę trenera Lillo.. Muszę przyznać, że to wsparcie kibiców bardzo mi pomogło, byłem zmobilizowany jak nigdy.
Wkrótce zaczął się mecz. Espanyol od początku chciał pokazać, że podpatrywanie Blaugrany coś ich nauczyło, atakowali nas. Cały czas byliśmy praktycznie zepchnięci na własną połowę. Espanyol grał sobie z nami w dziadka jak z dziećmi. Nic nie mogliśmy poradzić. Trener się wściekał, dobrze mu tak, niech wie co stracił.. Jednak gdy wszyscy piłkarze żyli już przerwą, w doliczonym czasie do pierwszej części napastnik gości wbiegł w pole karne i został brutalnie sfaulowany przez.. Bernardello! Było to niejakie jak dla mnie szczęście w nieszczęściu, z boiska wyleciał ten, który mnie zastępuje, ale jednak był rzut karny.. pewnie zamieniony na bramkę, przez poszkodowanego. Gol.. 0:1. Piłkarze zeszli ze spuszczonymi głowami do szatni, my się rozgrzewaliśmy. Na próżno.. nikt nie wszedł w przerwie, to co wyprawiał trener Lillo to była paranoja, szanowałem go, ale teraz już przesadzał. Sukcesem było jeżeli wymieniliśmy 2, 3 podania. Espanyol napierał. Nadeszła 63' minuta. W pole karne wbiegł pomocnik Espanyolu.. znów faul i znów jedenastka. Teraz trener obrócił się i spojrzał w stronę ławki. Nagle przypomniał sobie, że na niej siedzę..
- Rozbieraj się, wchodzisz!
Wykonałem polecenie, nawet nie przeprowadziłem rozgrzewki. Stałem przy linii bocznej. Mimo ponurego nastroju na stadionie nastąpiło ogólne poruszenie. Kibice zaczęli klaskać. Wszedłem za Fabiana Vargasa. Ustawiłem się przed linią 16-tego metra gotowy do startu. Na nic.. ponownie strzelono nam karnego.. nic nie mogliśmy zrobić. Wszyscy chyba już przestali wierzyć. Wziąłem piłkę w ręce i pobiegłem w stronę centry. Gramy dalej! Możemy jeszcze zremisować. Widać było, że żadnemu z naszych nie chciało się biegać. Starałem się jak mogłem, na nic. W całym spotkaniu dostałem tylko 3 podania.. wszystkie celnie odegrałem. Kibice pod koniec meczu zaczęli opuszczać stadion. Serce mnie bolało widząc to.. Wynik nie uległ już zmianie.. przegraliśmy w słabym stylu z Espanyolem 0:2.. W szatni przebrałem się i usiadłem na ławkę.. zastanawiałem się co zrobiłem źle.. dlaczego trener nie daje mi szansy na grę.. to nie ma sensu.. Wstałem i wyszedłem. Przez korytarz szedł trener Lillo.
- Tuncay! - zawołał - Tuncay, zaczekaj!
- Tak trenerze? - zapytałem opanowując złość
- W czwartek jest sparing. Chcę żebyś na nim był.
- Dobrze, coś jeszcze? - zapytałem znużony
- Nie to wszystko.
Nawet się nie pożegnałem, odwróciłem się i poszedłem w stronę parkingu.
Almeria 0:2 Espanyol Barcelona(45'+ PK; 63' PK Corominas)
W następnej części: Sparing z HJK Helsinki.